Strony

piątek, 12 października 2012

historie biurowe - preludium

No i pierwszy miesiąc po powrocie do pracy mam za sobą. Alunia żegna się ze mną rano bez najmniejszych problemów, a wita mnie takim bananem na ryjku, że aż mam ochotę wejść do mieszkania jeszcze kilak razy :D W tym tygodniu złapałam się na tym, iż gapię się na jej uśmiechnięte zdjęcie w komórce zamiast pracować :)

A pracy w tym tygodniu miałam sporo. Że tak powiem - wróciłam na całego i towarzyszy mi uczucie, jakbym nie opuszczała firmy nawet na tydzień. Aż się boję pomyśleć jaki zapiernicz bym miała, gdyby nie nasza cudowna asystentka. Pewnie nigdy nie wygrzebałabym się spod etykietek. Ponieważ ostatnio znów się obijałam i zamiast pisać bloga wolałam dla relaksu poprasować wieczorami stertę pieluch, to pragnę dziś nadrobić zaległości i przybliżyć Wam moi drodzy co nieco rzeczywistość by Firma-w-której-pracuję.

Korporacja toto nie jest, ale czasem można odnieść zupełnie inne wrażenie. Np wtedy, gdy o 16:30 cały dział graficzny nadal jest przy swoich biurkach, podczas gdy reszta biura poszła do domu o 16:00. Bo coś musi być dziś koniecznie zrobione/wysłane/poprawione/zaakceptowane. I nie wynika to z winy naszego działu, tylko z pierdzielnika jaki troskliwie pielęgnują u siebie nasze obydwa działy marketingu - kosmetyki białej i kolorówki. W dziale graficznym pracuje 3 grafików odpowiedzialnych za kosmetykę białą, jeden "grafik od przeformatowywania reklam" (ale nie mówimy tak na niego, jak jest w pobliżu :D) i ja jako jedyna kobita (poza szefową) która w pojedynkę użera się z całą kosmetyką kolorową.
Taki podział wynika poniekąd z nieskrywanej niechęci, jaką szefowa marketingu kolorówki (Walkiria) darzy moich kolegów. I ze wzajemnością. Walkiria potrafi nielubianemu grafikowi rzucić temat i nic nie wyjaśnić, a po tygodniu żalić się szefowej na tegoż biedaka. Koledzy wejście Walkirii do pokoju totalnie ignorują. Wzajemne relacje na polu Ogry-Walkiria może najlepiej określić fakt, iż po 10 miesiącach nieobecności zostałam powitana przez kolegów słowami: "17 września 2012 godzina 9:05! Zapamiętajmy ten dzień! Od dziś koniec naszej niedoli!"
A ja o dziwo Walkirię nawet lubię, chociaż naprawdę beznadziejna z niej szefowa marketingu i jest na pierwszym miejscu na mojej czarnej liście, za pomazanie mi czerwonego sztruksowego żakietu czarnym markerem (bo wymachiwała nade mną łapami w których trzymała marker) Jestem w stanie z nią pracować, bo wiem o co i jak pytać oraz kiedy nawrzeszczeć :) Np dziś usłużnie przypomniałam koleżance Walkirii, że na opakowaniu rosyjskim powinien być skrót ukraiński, bo ona jakoś po 9 latach pracy nie pamiętała o tym. Praca idzie sprawniej, gdy pewne rzeczy załatwia się za nią, np zamiast czekać aż łaskawie ustali i przekaże do działu graficznego rodzaj opakowania na dany kosmetyk lepiej od razu iść do działu zaopatrzenia, pogadać przy kawce z Koleżanką-od-pudełek, dowiedzieć się, że Walkiria nic jeszcze w materii opakowania nie zleciła, powiesić na niej kolejne psy, a przy okazji zrobić kilka modeli, uzgodnić wykrojnik z drukarnią, sprawdzić model na kartoniarce, wreszcie zrobić projekt :) Całokształtu obrazu Walkirii dopełnia fakt, że jako rodowita Rosjanka ma zakaz pisania tekstów na produkty PO ROSYJSKU! :D
Ale i dział marketingu kosmetyki białej ma swoją gwiazdę, K-rinę. Ten model stworzony został do gadania i podejmowania decyzji, za które obrywają inni. Przykładowa historia - zatwierdziła teksty na opakowania kremu z D-pantenolem (słowo pojawiło się na froncie kartonika). Jackie Chan zrobił projekt, K-rina go zatwierdziła, pliki poszły do druku, drukarnia je przygotowała na maszynę, Jackie Chan zaakceptował to przygotowanie i kartoniki poszły się drukować. Następnego dnia K-rinę naszły wątpliwości: D-pantenol, czy D-panthenol? Jak już ustaliła razem z 3 swoimi podwładnymi, że zrobiły byka na froncie kartonika (a zajęło im to cały dzień), to kazały Jackiemu zastopować druk. Jackie Chan maila napisał i spał spokojnie. Do czasu, gdy przyszły z drukarni kartoniki - oczywiście z błędem. Cwana drukarnia słowem się nie odezwała, że zdążyła je druknąć zanim Jackie ów druk zastopował. Chryja na całego, prezes zły, Karina siwa :) A Jackie dostał po premii!!! W kadrach dowiedzieliśmy się, że o obcięciu premii zadecydowała K-rina bez wiedzy szefowej działu graficznego. Wpieniony na maksa Jackie poinformował o sprawie Zz (naszą szefową) i ta też się zapieniła, bo jak to tak, K-rina obcina premię jej pracownikowi nie informując jej o tym, a kadry grzecznie tę premię obcinają? :)
Inna historia z serii: winny jest zawsze grafik. Wpada do działu graficznego główna księgowa dzierżąc w łapie jakiś balsam i wydzierając się: "kto zrobił tę etykietkę?" Patrzymy: etykietka "50% gratis", rosyjska. Mógł ją zrobić ktokolwiek, w tamtej chwili nie dociekaliśmy, babsztyla spławiliśmy. Potem przyszła do nas nasza przezabawna prawniczka Dorotka, która ze śmiechem na ustach opowiedziała nam historię, jak to ktoś mądry z Exportu wysłał na Ukrainę partię tych balsamów z feralną etykietką i policzył sobie za nie jakąś tam sumę X. I nie byłoby w tym nic zabawnego, gdyby miesiąc wcześniej ta sama osoba nie wysłała takiej samej partii tychże balsamów, również za cenę X, ale bez etykietki "50% gratis" :D Oczywiście ta osoba jest niewinna, bo jakiś zły grafik podłożył jej świnię, czyli tę sympatyczną etykietkę. A że etykietkę zleciła K-rina, projekt i przeznaczenie zatwierdziła, i chyba firmę o tym poinformowała, to już fakt drugorzędny :)

C.D.N...

1 komentarz: