Strony

poniedziałek, 31 grudnia 2012

10 miesięcy - zaległe

Stuknęło nam już 10 miesięcy i jeden tydzień. Jakoś ciągle nie mogła się zebrać i spisać wszystkich dokonań mojej córki, tyle ich jest :) Aluśka od dwóch tygodni chodzi, a ostatnio wręcz biega :D Czasem nóżki się plączą, czasem góra ciałka i nóżki obierają przeciwne kierunki, ale Alunia zawsze ląduje kontrolowanie na pupce albo na łapki, więc obywa się bez płaczu.

Zjada już w sumie wszystko, co mamy na talerzach. Odmawia papek kleikowych, woli zjeść z nami kanapkę, więc dostaje albo ugotowane na wodzie jajeczko, albo kanapkę z szyneczką/serkiem/serkiem białym. Lubi mięsko, więc na obiadek zawsze coś tam od nas dostanie razem z ziemniaczkami (może to w końcu wpłynie na naszą niezdrową kuchnię i będziemy mniej smażyć, a więcej gotować) Uwielbia pić łyżeczką herbatkę :) Mleko dostaje raz na dobranoc i czasem w nocy, ale ostatnio kilka razy w ogóle nie budziła się na karmienie nocne, albo zasypiała po kilku łykach herbatki.

Babcia nauczyła Dzidziulinkę naśladować lwa i krowę. Z tych dwóch zwierzaków lew jest zdecydowanym ulubieńcem naszej pociechy, bo wystarczy, że słyszy słowa "Aluniu, jak robi...?" a paszcza lwa od razu się otwiera i ryczy! Ja nawet nie wiedziałam, że moje dziecko potrafi tak szeroko otworzyć buzię! :D Udało się to uchwycić na filmiku.


Skile taneczne +10 ;)

Kotki są ulubieńcami Aluni. Nauczyła się, że z Małżonem oglądają kotki na youtube, więc teraz jak tylko tata włącza kompa Młoda przykleja się do niego z krzykiem "Titi titi!!" Titi na żywo nie jest już taki fajny, bo na przykład ten śmierdziuch u moich rodziców wzbudza fascynację tylko gdy chyłkiem przemyka pod stołem. A gdy jest na wyciągnięcie ręki i można go pogłaskać, entuzjazmu jakby brak.

Uwielbia bawić się w chowanego, co na naszym skromnym metrażu jest trudne, ale możliwe. Chowam się za czymś i wołam "Aluniu, gdzie jest mamunia? Dobrze, jeśli jakaś część mnie mimo wszystko wystaje, w końcu 10 miesięcy uprawnia do forów. Znalezieniu mnie towarzyszy uśmiech od ucha do ucha i pisk :D

Na wadze łazienkowej Dzidziulinka waży 9,8 więc pewnie waży odrobinę mniej. Pod biurkiem już się nie mieści, łepetynę ma obitą niemiłosiernie. Wyrosła ze śpiochów które dopiero co wygrzebałam z pudła, bo długo długo były za duże.

Ostatnie miesiące sponsoruje literka "T". Wszystko jest "titi" " tata" "tiatia" "tatata". Mamy brak. Nasze rozmowy wyglądają tak:
Aluniu, powiedz mama.
Tata!
Oj powiedz mama.
TATATATA!

Oto cała córunia tatunia :)

smutna prawda

Dziecko eliminuje cię z życia społecznego. Zostało niespełna 12 godzin do nowego roku, a nasi znajomi nawet smsa nie przysłali z zapytaniem, czy robimy razem jakiegoś sylwestra. Wiem wiem, ja też mogłam zadzwonić i coś zaproponować, ale nie miałam trzeciej ręki :P

mój tata

Temat obszerny. Nadawałby się pewnie na kilka tomów psychoanalizy.
Mój tata potrafi zrobić i naprawić wszystko. Zbudował i wykończył dom. Samochody rozkłada na części pierwsze i składa z powrotem. Podobnie z wszelką elektroniką. Materia nieożywiona nie ma przed nim tajemnic.

Ale nie potrafi jednego - żyć z innymi ludźmi. Zajęło mi jakieś 20 lat by poukładać sobie wszystko w głowie i dojść do wniosku, że to nie ze mną jest coś nie tak, tylko z nim. Dopiero na studiach przekonałam sie, że to po stronie nas, rodziny, otoczenia leży obowiązek, aby się z moim tatą dogadać, bo on nie czuje takiej potrzeby. Dlatego trzeba każdą myśl dokładnie przemyśleć, przytoczyć masę argumentów i wykorzystać wszelkie dostępne pokłady cierpliwości. Nigdy nie jest wystarczająco dobrze. Po 30 latach nadal mam czasem wrażenie, że traktuje mnie jak ostatnią debilkę, która nie zasługuje na uwagę.
Oto przykład, czemu pewne osoby powinno się izolować od otoczenia. Zdarzenie miało miejsce jak miałam najwyżej 3 latka. To, że je zapamiętałam świadczy najlepiej o tym, jak bardzo było traumatyczne. Dostałam na gwiazdkę malutkie łyżwy po moich braciach ciotecznych. Głęgoka komuna, łyżwy! Szał! Tata zabrał mnie do parku na ślizgawkę. Postawił mnie w tych łyżwach na lodzie i chyba sobie wyobrażał, że od razu śmignę w dal. Ja tymczasem rozpłakałam się, bo łyżwy nie jechały :( I co zrobił mój drogi rodzieciel? Zlał mnie i wróciliśmy do domu...
I niech to będzie jedyny przykład, nie będę nic więcej pisać, bo mojego tatę tak czy inaczej kocham, ale to, że nie chodzę regularnie do psychiatry zawdzęczam tylko sobie.

A czemu piszę o moim tacie? Mój tata został dziadkiem. Dziadkiem niechcianym - Dzidziulinka się go boi, bo prawie go nie zna (tata każdy wolny weekend od kwietnia spędza remontując mieszkanie mojej siostry). Ale do mojego taty to nie docieta i bardzo natarczywie ingeruje w strefę bezpieczeństwa mojego dziecka. Drugiego dnia pobytu u moich rodziców Ala wpadła w taką histerię na sam widok mojego taty, że nie mogłyśmy z mamą niczym jej uspokoić. A mój tata łaził za nami jak cień, wywołując kolejne salwy płaczu. W końcu zapytałam tatę, czy nie mógłby pójść do pokoju, póki Ala się nie uspokoi. Co zrobił mój tata? Walnął focha, spakował się i nastepnego dnia rano wyjechał kończyć mieszkanie mojej siostry...

Rozumiem, że może mu być przykro, że jedyna wnuczka płacze na jego widok. Każdemu by bylo. Ale to przecież nie jest stan permanentny, dziecko w końcu przyzwyczaiłoby się do nowej osoby. Ale na to trzeba czasu i chęci współpracy tej innej osoby. Mama powiedziała, że tak samo było 30 lat temu - tata wracał z pracy, a ja z siostrą w ryk! Sytuacji nie poprawia fakt, że Ala za babcią szaleje i mogłaby nie schodzić jej z rąk, a tata cały czas to widzi i też tak chce.

Moja przecudowna siostra stwierdziła, że powinnam tatę przeprosić...
Bez komentarza.

wróciłam!

Święta, święta i po świętach! W końcu!

Mam mieszane uczucia odnośnie minionych świąt. Po pierwsze dlatego, że pracowałam czwartek-piątek i pracuję dziś. Małżon pracował dodatkowo jeszcze w drugi dzień świąt i w sobotę. Dzidziulinki prawie nie widywaliśmy, bo zagrabiła ją dla siebie moja mama. Ciekawe, czy ja też będę tak szaleńczo kochać moje wnuki :) Wieczorami jeździliśmy po marketach budowlanych ogarniając pobieżnie to co jest i starając się dopasować to do naszej wizji nowego mieszkanka.

Święta są magiczne do pewnego wieku. Bardzo chciałabym nadal czuć tę magię i radość, ale coraz częściej przed świętami i w same święta jestem bardziej zabiegana i zestresowana niż przez resztę roku :) Te święta po raz pierwszy spędzilismy we trójkę, więc trochę tej utraconej dziecięcej magii (choć jeszcze nie do końca świadomej) przejełam od Dzidziulinki. Młoda cały wieczór wigilijny szalała między zabawkami swoich sióstr ciotecznych, a największą atrakcją jak zwykle były wstążeczki :) Biegała, tańczyła, nauczyła się też od sióstr ciotecznych, że na zabranie zabawki nie koniecznie trzeba od razu reagować płaczem. Można na przykład nawrzeszczeć na perfidnego złodzieja :D

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Od wtorku pomieszkiwaliśmy u moich rodziców i (mimo wiktu i opierunku) byliśmy już bardzo wystęsknieni za własną norką. Uradowani wróciliśmy do siebie w niedzielne południe. Marzą mi się takie święta, gdy będziemy mogli z Małżonem pospać do południa we własnym łóżku, potarmosić się z naszą pociechą, zjeść późne śniadanie i spędzić razem cały dzien, nie troszcząc się o resztę świata.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

świątecznie


Gdy w Wigilijną Noc gwiazdy rozbłysną na niebie
Pomyślcie jak warto docenić że mamy dziś siebie.
Że mamy do kogo słać świąteczne życzenia 
– Zdrowia, Szczęścia i Wszelkiego Spełnienia.
Że doceniamy nawet najdrobniejszy podarek,
Że Wigilia i Święta to okres cudownych historii, marzeń i bajek.
By w Waszych sercach zawsze tlił się nadziei promyczek
Tego z całego serca Wam życzę!
Pen, Małżon i Dzidziulinka!


piątek, 21 grudnia 2012

mamy!

klucze! :D
a świat nadal trwa!

coś się kończy, coś się zaczyna

Dziś o 10 odbieramy klucze do naszego wymarzonego mieszkanka. Więc sami rozumiecie, że zaplanowany na ten dzień koniec świata jest dla mnie szczytem chamstwa :D Wracałam dziś samochodem przez zasypany śniegiem świat do domu całe 50km/h i rozmyślałam sobie, jaka jestem szczęśliwa. Mam kochanego Małżona, bez którego żyć nie mogę; cudowne dziecko, które z każdym dniem staje się coraz bardziej cudowne. Dobrze nam się powodzi, jesteśmy zdrowi, w miarę rozgarnięci i bardzo się kochamy. Jestem szczęśliwa, więc w sumie świat się może kończyć :) Ale jeśli potrwa jeszcze kilka lat, to na pewno też będzie fajnie ^^

sobota, 15 grudnia 2012

i poszła!

Alunia zarządziła dziś strajk głodowy i poza kilkoma kęsami naszego obiadu nie zjadła praktycznie nic! Za to ćwiczyła chodzenie, efekt poniżej :) Chyba oficjalnie możemy uznać, iż Alunia chodzi (9 m-cy i 3 tygodnie) tylko musi jeszcze dopracować technikę pijanego zająca :D


środa, 12 grudnia 2012

postanowienia

Miałam mocne postanowienie kłaść się przed północą, bo zauważyłam, że lepiej mi się zasypia, gdy nie jestem zmęczona do tego stopnia, że mną telepie. Ale jakoś mi się nie udaje. Cóż, wyśpię się po śmierci. Póki co idę popracować.

wtorek, 11 grudnia 2012

lubię moją pracę, ale...

... dobija mnie atmosfera wiszącego w powietrzu linczu.

W biurze panuje chaos. Nie ma czegoś takiego, jak plan wdrożeń na najbliższy rok. Robimy to, co się w danym momencie uwidzi albo odwidzi prezesowi. Jak już pisałam bywa tak, że pracuję nad czymś dwa miesiące, po czym wdrożenie zostaje wstrzymane na czas bliżej nieokreślony. Albo w drugą stronę - w piątek potwierdzam, że wdrożenia jakiejś tam wersji językowej nie będzie, a w poniedziałek o 9 dostaję informację, że do 12 pliki mają być w drukarni (a tekstów brak)! W tym chaosie każdy pilnuje swojego tyłka i przy byle okazji zwala winę na kogo popadnie. Najczęściej na grafików, bo do znacznej większości mózgów w naszej firmie nie dociera fakt, że graficy robią tylko to, co ktoś inny im zleca.

Obiadu na stołówce nie można zjeść w spokoju, bo zawsze ktoś obok żali się na kogoś nieobecnego. I niestety moje ogry nie są wyjątkami od reguły. Mam wręcz czasem wrażenie, że przyjęli sobie za punkt honoru zjechać każdego pracownika firmy. Z oczywistych względów najbardziej dostaje się naszej asystentce Ani. Dziś znów Jackie na nią nawrzeszczał i Anka znów ryczała. Darli się na siebie tak, że aż zajrzała do nas dyrektorka produkcji  i zaprosiła ich na dywanik. Na szczęście dla nich wszystko rozeszło się jakoś po kościach.

Mieszanie z błotem nie omija także waszej drogiej Pen. Bóg jeden wie, od czego mnie tak czasem uszy pieką :P Mnie moi drodzy koledzy uważają za "artystkę", która nie potrafi nic złożyć do druku. Każda nieścisłość w mojej pracy, odchylenie o ułamek milimetra jest natychmiastowo wytykana i rozgrzebywana w coś rozmiarów leju po bombie. Ja z natury jestem osobą odpowiedzialną, chciałabym aby wszystko to co robię było zrobione dobrze. Niestety gdy czas goni jestem bardziej kreatywna niż dokładna. Pracując przez tydzień nad jedną pracą, nanosząc ciągłe poprawki bardzo łatwo coś przegapić, bo praca zwyczajnie człowiekowi się "opatrzy" i zaczyna się ją robić "z pamięci". Wiem, że wielu błędów uniknęłabym, gdybym mogła odpocząć od danej pracy przez kilka dni, ale na to nie ma oczywiście czasu. I niestety każda "porażka" wytknięta przez kolegów działa na mnie dołująco. Zaczyna mnie wkurzać to, że ciągle muszę się z jakiejś decyzji projektowej tłumaczyć. Nie pomaga też fakt,  że pracujemy w 3 różnych programach, których opcje w wielu przypadkach pokrywają się ze sobą, a w każdym z tych programów jedną rzecz można zrobić na 5 różnych sposobów uzyskując taki sam efekt. Oczywiście tylko te sposoby, których oni używają są właściwe, a moje są złe.
...

Od dziś celem zachowania zdrowia psychicznego postanawiam oficjalnie: olewam ich wszystkich ciepłym moczem. Mam prawo być niedoskonała. Nie przeprowadzam operacji na otwartym sercu, tylko projektuję i składam opakowania na kosmetyki. Moja praca daje mi wiele radości i satysfakcji i nie pozwolę by zmieniły to typy, dla których jedyną ambicją w życiu jest wytknięcie innym ich błędów.

piątek, 7 grudnia 2012

piątek, piąteczek...

Przywaliły mnie ostatnio zlecenia, dzięki czemu sypiałam w tym tygodniu po 5h. W efekcie prawie zagryzłam dziś moich drogich kolegów, przy przekazywaniu mi dobrych rad odnośnie przygotowywania prac do druku. Nie należało im się, bo uwagi były cenne, ale chyba akurat mi się PMS włączył, a oni mieli niefarta być w pobliżu. Potem ich przepraszałam cudzymi delicjami xD
Przed nami spokojny rodzinny weekend w domciu. Mam nadzieję odpocząć i odżyć po minionym tygodniu. Jutro Małżon jedzie oglądać pewne autko na sprzedaż. Trzymam kciuki, żeby było w ogóle warto na to oglądanie jechać, żeby samochód nie okazał się jakimś rzęchem z przekręconym licznikiem. Mało jest dobrych ofert w mazowieckim, szansa na kupienie dobrego samochodu rośnie odwrotnie proporcjonalnie do odległości od granicy niemieckiej. A niestety to kiepski moment na wycieczki w kraj po samochód, bo tu zaraz przeprowadzka, święta, zła pogoda.

Bank wypłacił pieniądze z kredytu w iście ekspresowym tempie, bo my już w czwartek mieliśmy na koncie zwrot wpłaconej zaliczki :) Chciałabym już zacząć szaleć, kupować, oglądać, ale i tak nie miałabym gdzie trzymać itemków do nowego mieszkanka. Muszę cierpliwie poczekać jeszcze 2 tygodnie.

Dzidziulinka, nasz kochany wiercioch, stawia swoje pierwsze kroki! Trzymana za obie ręce - biega, za jedną rękę - chodzi, stojąc sama robi po 2-3 kroczki i zalicza lądowanie na pupie. Stawanie samodzielnie z podłogi wychodzi jej najlepiej, gdy trzyma coś w rączkach, np. skarpetkę albo rajstopki :D Jest niezmordowana w tym wstawaniu, podziwiam jej determinację :D Ja już po pierwszej glebie położyłabym się i oglądała sufit :D Ach, żeby mieć tyle energii co nasza Alunia.

Z nowych umiejętności doszło nam klaskanie. Niestety zastąpiło ono opanowane dopiero co "papa" na pożegnanie. Teraz na do widzenia jest klaskanie. Ponadto ciocia Marzenka nauczyła Aluńkę przesyłania całusków! Widok niesamowity! Radość z nowego osiągnięcia córy przeogromna! To nasze? Takie duże, kumate i chętne do nauki?! Są takie chwile, że bycie rodzicem to najcudowniejsza rzecz na świecie!

Będzie filmik, ale mąż zabronił mi dziś uploadować, bo mu lagi robię :( Filmik dodam jutro.
A teraz chyba idę zobaczyć, czy łóżko jest tak wygodne, jak zapamiętałam rano. Dobranoc!

wtorek, 4 grudnia 2012

i jest pięknie!

Dziś podpisaliśmy akt notarialny i staliśmy się właścicielami naszego nowego mieszkanka! Z jego dotychczasowymi właścicielami umówiliśmy się na przekazanie kluczy w ostatnim tygodniu przed świętami. Pewnie nie damy rady zaprosić do nas rodziny na święta, chyba że każdy przyniesie własne krzesło :) i stół...

Przed nami dwa tygodnie oczekiwania. Chyba powinniśmy cieszyć się ostatnimi dniami spokoju, bo po otrzymaniu kluczy będziemy chcieli jak najszybciej wprowadzić się do nowego mieszkanka. Stare planujemy odnająć dopiero do lutego, żeby na spokojnie się urządzić, przeprowadzić i znaleźć chętnych do najmu. Nie mogę się już doczekać! Najbardziej jednak nie mogę się doczekać wiosny, bo wtedy będziemy mogły z Dzidziulinką szaleć na okolicznych placach zabaw! Tutaj gdzie obecnie mieszkamy nie mamy takich miejsc. Do najbliższego parku i placu zabaw mamy jakieś 20-30 minut spacerem. W okolicach nowego mieszkanka będzie też lepsza infrastruktura usługowa, więcej sklepów, szkół, przedszkoli i miejsc na spacery. Początkowo trochę się stresowałam tą miejscówką (bo daleko od rejonów, które braliśmy pod uwagę) ale teraz widzę, że miejsce i mieszkanie są super. Jeszcze tylko musimy się upewnić, że nie będziemy mieć ciężkich w pożyciu sąsiadów i można się całkowicie cieszyć z nowego mieszkanka! :)

Na koniec się pochwalę: tak wygląda to mieszkanko obecnie.


Mega-salon niewiele mniejszy od naszego obecnego mieszkanka. Proszę zwrócić uwagę na wybajerowane półeczki podświetlane na kolorowo w narożnikach. Ktoś chce się przyłączyć do rytualnego wywalania ich w diabły? :D


Sypialna. Podświetlenia z sufitu i ścian oraz dywanik właściciele zabierają. Ale myślę, że zagospodarujemy tę przestrzeń równie ciekawie. 


Kuchnia. Gigantyczne okno, w którym od razu się zakochałam. Brak piekarnika...


Pokój Dzidziulinki. Dotychczas pokój Ksawcia, więc wytapetowany w samochodziki. Ali jeszcze przez chwilkę będzie wszystko jedno co ma na ścianach, więc urządzanie tego pokoiku zostawiamy na bliżej nieokreśloną przyszłość. 



poniedziałek, 3 grudnia 2012

zagadka

Po czym poznać, że zima zagościła u nas na dobre?
Po tym, że na żelkach zostawionych na noc w samochodzie można połamać zęby.

Oby do wiosny...

niedziela, 2 grudnia 2012

wyniki Candy

Tak jak zapowiadałam w piątek losowanie Candy przesunęłam na niedzielny wieczór. Maszyna losująca wylosowała ...


Zwycięzcom gratulujemy, wszystkim biorącym udział dziękujemy za zabawę i życzymy powodzenia następnym razem. Juto będę pisała maile z prośbą o dane do wysyłek.

sobota, 1 grudnia 2012

Candy

Losowanie odbędzie się w niedzielę wieczorem, bo jutro rano wyjeżdzamy na weekend do dziadków i nie wiem, czy na wszystko starczy nam czasu. A dziś już idę w kimę. Dobrej nocki!