Strony

środa, 23 stycznia 2013

krótki raport

Zapuściłam bloga, więc tak w telegraficznym skrócie, żeby dać znak życia:

W nowym mieszkanku:
- prawie wszystko odmalowane
- kafelki pod wanną położone i zafugowane silikonem (własnoręcznie)
- karnisze powieszone, wwiercone w beton- a Małżon ma bark do wymiany i nie słyszy na jedno ucho :P

pozostało:
- ustawić wannę, zamontować kran
- przykręcić listwy przypodłogowe w pokoju Ali
- kupić dywan do salonu (upatrzony)
- i lodówkę (bo nasza darmowa przyobiecana od kogoś z rodziny "się rozmyśliła") też już upatrzona
- zamontować oświetlenie w sypialni i pokoju Ali
- kupić i zamontować oświetlenie do salonu (z tym jest problem, bo mi się nic nie podoba, nawet to za czterocyfrowe sumy...)

i posprzątać ten cały pierdzielnik!
i można zamieszkać, co też planujemy uczynić w przyszłym tygodniu.
Resztę rzeczy będziemy zmieniać i kupować jak już rozpakujemy pudła. Kurczę, w brew pozorom podoba mi się takie urządzanie na luzie. Gdybyśmy poprosili o pomoc mojego tatę, to nie moglibyśmy pozwolić sobie na zaczynanie dnia o 9 rano, łażenia po sklepach budowlanych do godziny 14, zaczynania remontu po obiedzie w pizzerii o godzinie 15 :D Wstawalibyśmy zestresowani o 6 rano, a wszystko i tak trwałoby tyle samo czasu (jak nie dłużej - przypominam, że lekki remont mieszkania siostry ciągnie się od KWIETNIA!) :D Nasze mieszkanie, więc robimy po swojemu i w naszym tempie. Jak będzie tak będzie, grunt żeby nic na głowę nie spadło :P

Jutro przychodzi ktoś obejrzeć naszą kawalerkę na wynajem (trzymajcie kciuki!) Oprócz tego kogoś dzwoniły tylko dwie agencje chcące wyciągnąć od nas kasę :/  No ale może się rozkręci.

Małżon ma od poniedziałku urlop, więc "odpoczywa" z Dzidziulinką w domu :D Ja liczę na tydzień urlopu po weekendzie (też proszę o trzymanie kciuków)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

ruszyło

W końcu udało nam się konkretnie podziałać w sprawie wykańczania nowego mieszkanka! Może nie będzie tak źle i uda nam się w nim zamieszkać na początku lutego. Bardzo trudno nam się zabrać do roboty, bo Małżon pracuje też w weekendy (np w tę sobotę) i trudno nam znależć dni, gdy oboje jesteśmy dyspozycyjni. Do tej pory popołudniami jeżdziliśmy po okolicy kupując, zamawiając, oglądając, ale już czas najwyższy był, aby zacząć działać.
W niedzielę zaprosilismy do nas babcię Helcię (wniebowziętą, a jak!) do opieki nad Alunią i pojechaliśmy do nowego mieszkanka. A tam wcale nie tak pięknie, jakby się wydawało. Brak kafelków na podłodze (pod wanną wolnostojącą) jest dla mnie rzeczą niepojętą, ale do naprawienia. Niestety po bliższych oględzinach odkryliśmy, że były właściciel zostawił nam dziurę w podłodze, wykutą pod ich wy* w kosmos wannę z termomasażem, światłoterapią i ćwierkającymi ptaszkami. Brakowało dobrego centymetra betonu. Za dużo, żeby nadrobić klejem do glazury, musieliśmy przejść szybki kurs wylewania cementu samopoziomującego! :D Dziś po pracy jadę ocenić rezultat. Podobno po 5h już można na taką wylewkę wejść, ale Małżon ma przyjechać mnie odkuć, gdybym długo nie wracała do domu :P
Drugi bubel to wyrąbana dłutem dziura w kafelku na ścianie wokół końcówek rur. Były właściciel zabrał razem z wanną swoją baterię, która była nietypowa. Prawdopodobnie miała jakiś taki duży element maskujący, a nie dwa oddzielne do ciepłej i zimnej, jak jest w 99% modeli baterii łazienkowych dostępnych w sklepach. No a dziura w ścianie ma wymiaty 23x10 cm i powtarzała kształt tej ich nietypowej osłonki i nie możemy znaleźć żadnego kranu, który by tę dziurę zasłonił. Właściciel zostawił nam co prawda sporo kafelków, ale niestety wszystkie pasujące w to miejsce są połamane. Pozostaje więc wymyślić coś nietypowego i dizajnerskiego, czymby tę dziurę zasłonić i się nie wstydzić. Mam już nawet pomysł, ale co z niego wyjdzie, to zobaczymy.
Poza tym w niedzielne popołudnie udało nam się jeszcze powyciągać ze ścian i sufitów milion kołków rozporowych, bo ci ludzie mieli manię wieszania wszystkiego! Malżon szpachlował potem dzielnie te dziury, a ja walczyłam z resztkami starego silikonu w łazience. W pokoju Aluni zerwalismy paskudne listwy przypodłogowe. Dużo więc nie zrobiliśmy, ale ważne, w końcu zaczęliśmy.

W tym tygodniu dobrze byłoby zamówić farby, bo kolor który jest bardzo nam się podoba, ale niestety jest mieszany na zamówienie (ciekawe jaka cena)

wtorek, 8 stycznia 2013

beznadzieja

Jakoś trudno mi ostatnio żyć. Taki stan trzyma mnie od początku roku. Do pracy chodze tylko z obowiązku, dzieckiem zajmuję się z przyzwoitości, wieczorami nie jestem w stanie zmobilizować się do niczego innego poza leżeniem na kanapie, albo zabawą z Alą. Mieszkanie czeka na wykończenie i wprowadzenie się, a ja nie mam siły ani ochoty robić ani jednego, ani drugiego. Wiecznie chodzę zmęczona i zamulona. Nie mogę się skupić na robocie. Mam milion pozaczynanych rzeczy, zaczynam się już plątać. I tłucze mi się po głowie to wszystko, co powinnam robić, zamiast siedzieć i gapić się przed siebie. Nie wiem, czy to już depresja, czy coś innego z głową...

piątek, 4 stycznia 2013

krótko o asystentce Ani

Asystentka Ania na kilku potralach branżowych bublikuje w swoim portfolio projekty moje i moich kolegów jako swoje, gdy tymczasem dokonywała w nich co najwyżej drobnych zmian tekstowych, uaktualniała oznaczenia i składniki. Pisze też w CV, że z entuzjazmem poświęca się poszerzaniu swojej wiedzy. Tymczasem wczoraj o 15:50 nie chciała pójść do drugiego budynku porobić zdjęcia szafy produktowej, bo twierdziła, że nie potrafi obsługiwać naszego aparatu i nie umie robić dobrych zdjęć. A w ogóle to nie o tej godzinie i nie za te pieniądze...

Z góry współczuję komukolwiek, kto się nabierze i ją zatrudni.

czwartek, 3 stycznia 2013

postanowienia noworoczne

Zamiast pisać kolejnego paskudnego posta o dalszym ciągu wyimaginowanego konfliktu z moim tatą napisałam oczyszczającego maila do mojej mamy, która namówiła mnie do dzisiejszej niefortunnej rozmowy z tatą. Powiem tylko tyle, że nie udało mi się ułagodzić taty, który dodatkowo jest urażony tym, że nie złożyłam mu życzeń noworocznych. Stał obok mamy, gdy dzwoniłam z życzeniami, ale to się przecież nie liczy. Mieszkanie będziemy urządzać sami, bo ja już wyczerpałam limit cierpliwości do mojego ojca na ten rok.

"Nie prosić mojego taty o pomoc w tym roku" zajmuje mimo to jedno z ostatnich miejsc na mojej liście postanowień noworocznych. Pierwszym jest "praca wewnętrzna nad sobą", aby wyplenić z siebie wszystko to, co mi się nie podoba. To co się nie podoba innym może zostać :P "Częściej dzwonić do moich kochanych dziadków", bo czas jest nieubłagany. "Częściej rozmawiać z przyjaciółmi", bo jak wyżej. "Częściej mówić Małżonowi, jaki z niego przystojniak" (bo na sylwestra wyglądał tak, że ja cię! :D~~)

Po prostu cieszyć się tym, co jest!
i tego wszystkim życzę.