Strony

sobota, 31 marca 2012

tłumik do noworodka

Przypomniałam sobie o prezencie od moich przyjaciołek i ich facetów, który dostaliśmy w ubiegły weekend, ale nie mieliśmy czasu przetestować. Były to dwa małe kartoniki z opisem: "RNZP" czyli Rodzicielski Nocny Zestaw Przetrwania. W środku znależliśmy zatyczki do uszu :D Prezent świetny i muszę przyznać, że chroni nie tylko uszy, ale przede wszystkim nerwy. Doskonale sprawdza się przy usypianiu, bo gdy mała wchodzi na wysokie tony to powieka jakoś tak mi drży, ręce się pocą i tracę poslizg przy głaskaniu małej po plecach, co mnie dodatkowo irytuje, bo filcuję kocyk :D

Dziś oglądam Johna Cartera i czuję się niemal jak w kinie, bo dysponuję tylko wersją nagraną kamerą spod pachy...

piątek, 30 marca 2012

29

Widać dawno nie płakałam, to sobie obowiązkowo w urodziny moje popłaczę, bo znów zaliczyłam 3 godziny darcia ryja przez moje jakże cudowne dziecko, z krótkimi momentami kneblowania cyckiem. Świeczek dziś nie ma, ale gdyby były, życzyłabym sobie, żeby moje dziecko zasypiało jak tylko przyłoży głowę do poduszki.

czwartek, 29 marca 2012

badania i szczepienia

Wczoraj byliśmy na kontrolnym ważeniu - 4700g w 32 dobie, a więc bardzo ładnie. Małżon miał dzień wolny, pogoda była tak cudowna, że udaliśmy się do lekarza spacerkiem (20 minut w każdą stronę). Szkoda, że dziś już trochę gorzej z aurą. Doskwiera mi siedzenie w czterech ścianach. Na szczęście dziś znów wyjdę ja świerze powietrze, bo na wieczór mamy zaplanowanych kolejnych lekarzy - Mała ma usg stawów biodrowych, a ja kontrolną wizytę u mojej gin. Na 18-go mamy umówioną wizytę szczepienną w związku z którą biję się z myślami już od pewnego czasu: na co szczepić i jakimi szczepionkami. Generalnie zawsze byłam przeciwniczką szczepień przeciwko grypie i dobrze na tym wychodziłam, podczas gdy połowa osób zaraz po zaszczepieniu przychodziła do pracy chora, a druga połowa dogorywała w domach. Takie dodatkowe szczepienia uważałam za szczyt głupoty, natomiast jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad sensownością tzw. obowiązkowego szczepienia dziecka. Ktoś u nas w państwie zarządził taką, a nie inną listę szczepień i basta, szczepić trzeba i to noworodki, których odporność jest bardzo niewielka. Dodatkowo w ostatnich latach dzięki koncernom farmaceutycznym przybyło nam szczepień nieobowiązkowych i płatnych. Zakrojony na szeroką skalę marketing bombarduje nas historiami biednych chorych dzieci, których wyrodni rodzice pożałowali kasy i nie zaszczepili w porę. Nie mówi się natomiast nigdzie o zgubnym wpływie powikłań takich szczepień dokonywanych na dzieciach o zbyt małej odporności, wcześniakach i dzieciach chorych. Są to choroby znacznie opóżniające rozwój dziecka lub upośledzające go. Niepokojący jest także powiązanie szczepień ze wzrostem zachorowań na alergie i ADHD. Natomiast skojarzone szczepionki obowiązkowe podobno też dokładają coś od siebie do ogólnej paranoi - niby oszczędza się dziecku bólu, ale kosztem jednorazowego obciążenia organizmu znaczną dawką wirusów. Kilka lat temu musiałam zaszczepić się przez wyjazdem za granicę i szczepienie to wykonała mi pielęgniarka z przychodni dziecięcej w Aninie - byłam w szoku, bo kobieta zrobiła wkłucie tak sprawnie, że nic nie poczułam :) Tak więc nie dam sobie wmówić, że robię dziecku krzywdę narażając na zbędne wkłucia przez jakiegoś rzeźnika.

wtorek, 27 marca 2012

suszenie

Zasypianie naszego dziecka przestało być dla nas takim koszmarem jak przez pierwszy miesiąc, ale coś za coś. Po karmieniu i chwili zabawy (lub czkawki) zawijam Niunię w kocyk, kładę do łóżeczka i włączam nagranie suszarki. Pomarudzi, czasem nawet w bardzo wysokich tonach, ale głaskanie po plecach w połączeniu z nagraniem usypia nasze dziecko po kilkunastu minutach (i kilku salwach żałosnego płaczu). Boję się jednak, że nasze dziecko już całkowicie uzależniło się od dźwieku suszarki. Dzienne drzemki odbywają się przy włączonym cały czas nagraniu, na domiar złego jak na mój gust za głośno, bo gdy tylko ściszam lub całkowicie wyłączam dwięk, gwiazda ma od razu otwarte oczy. Mam wyrzuty sumienia, że zrobiliśmy jej krzywdę tym dźwiękiem, dlatego cały czas gdy Mała śpi podejmuję próby ściszania i wyłączania nagrania. Za każdym razem Mała po chwili ciszy budzi się i marudzi. Ale może powinnam być konsekwentna i podczas takich wybudzeń powinnam usypiać ją bez nagrania?
Jak nie plaga to przemarsz wojsk...

poniedziałek, 26 marca 2012

kłopoty z Morfeuszem

Naprawdę nie rozumiem, w kogo się to dziecko wdało. Zarówno ja, jak i Małżon potrafimy spać wszędzie, o każdej porze, nawet oparci o ścianę. Mi zdarzyło się nawet zasnąć pod maszyną do karaoke i jej wyjącymi użytkownikami (nie, nie byłam pod wpływem). Więc czemu do wszystkich świętych nasze dziecko tak nie lubi zasypiać? Przez pierwsze dwa tygodnie nie wiedziałam, czemu nakarmione i wybawione dziecko tak się drze. Potem doszliśmy do wniosku, że ona zwyczajnie jest zmęczona, ale trzeba było to jeszcze wyjaśnić mojej mamie, która cały czas twierdziła, że mała chce jeść. Na tym etapie o ile dziecko nie usnęło przy piersi, czekała nas mordęga noszenia i usypiania. W ubiegłym tygodniu odkryliśmy magiczne działanie dźwieku suszarki, które znacznie ograniczyło ilość siwych włosów na naszych głowach. Niestety są przypadki, że usypiacz też się nie sprawdza.

Swiatełko w tunelu pojawiło się wczoraj. Rano nakarmiłam dzieciątko w łóżku, chwilę się sobą zajęłyśmy, potem położyłam ją na mojej poduszcze i włączyłam usypiacza. Ala raz czy dwa zakwiliła, ale o dziwo pogłaskałam po pleckach i gwiazda odpłynęła na 3h. Wieczorem mój Mąż dokonał kolejnego cudu, mianowicie uśpił Małą w jej łóżeczku, do tego nie związaną kocykiem!
Niestety Mała dała nam w kość w nocy, budząc się przed północą (po godzinie snu), następnie o 2. Za każdym razem karmiłam i dłuższy czas usypiałam. Za drugim razem już mi nerwy puściły i mimo ogromnych wyrzutów sumienia pozostawiłam usypianie mężowi, który poszedł dziś do pracy w trybie "zombie". Gwiazda śpi już ponad 6h, ale zaraz będę musiała ją obudzić. Mam nadzieję na kolejną porcję cudów.

niedziela, 25 marca 2012

pierwszy miesiąc

No i pierwszy miesiąc za nami. Odczuwam pewnego rodzaju rozdwojenie, bo z jednej strony strasznie mi się ten czas dłużył, dni są podobne do siebie i mam wrażenie, że jestem mamą już od wieków, a z drugiej strony sama nie wiem kiedy ten miesiąc minął. Za chwilę będzie wiosna pełną gębą, Alusia stanie się bardziej interaktywna, a potem nadejdzie lato i wtedy to już napewno nasza pociecha zacznie siadać i dokazywać. Już nie wyobrażam sobie, by mogło jej nie być w naszym życiu.
Nasze miesięczne maleństwo waży 4600g i napewno sporo urosło, bo już musiałam odlożyć kilka bodziaków, w które mieściła się po urodzeniu. Żywo interesuje się tym, co się w okół niej dzieje i niebieskie oczęta nie zamykają się nawet mimo totalnego zmęczenia i płaczu. Główkę trzyma w górze pewnie, co znacznie ułatwia obserwację otoczenia. Jak już jakimś cudem zaśnie to śpi snem zabitego. Nocki mamy spokojne, bo po wieczornych protestach i karmieniu przesypia nam spokojnie 6 godzin. Dzienne drzemki także ma długie, 2-3 godzinne. Oczywiście to są właśnie te momenty, w których nasza miłość do niej sięga apogeum :D
Wczoraj Alusia po raz pierwszy poznała moje dwie najdroższe przyjaciółki, Myszę i Guu. Wizyta dziewczyn była krótka, więc Alusia, żeby nie przegapić takiej atrakcji darła się przez cały czas nie dając się ululać. No bo jak tu spać, skoro tyle się w okół dzieje? Jeśli dziewczyny miały jakieś ciągoty macieżyńskie, to pokaz, jaki zafundowała nasza gwiazda napewno sprawił, że przynajmniej odsuną swoje plany w czasie :D

sobota, 24 marca 2012

Wyluzowałam

Jak w tytule. Głównie za sprawą nagrania dźwięku suszarki, które wyszperał na sieci mój Małżon, i które okazało się cudowną pomocą w usypianiu naszej perełki. Pożegnaliśmy kilkugodzinne noszenie na rękach i gruchanie do uszka :) Wystarczy małej zapuścić nagranie i po kilku chwilach totalnie się uspokaja. Po raz pierwszy widzę światełko w tunelu i nie płakałam od wtorku :)

poniedziałek, 19 marca 2012

Alicja

Czas przedstawić Wam Alicję :)

Nasze słoneczko okazało się dość odhodowaną dziewczynką, gdyż w momencie przyjścia na świat ważyła 4340 g i miała 59 cm. O cesarce i pobycie w szpitalu napiszę innego dnia, nadal bowiem traumatyczne wspomnienia z tych dni są świeże i nie chcę ich rozdrapywać.

Dlatego tymczasem o naszej córci. Pani pediatra w przychodni określiła ją mianem "pączka w lukrze" i uważam, że ten opis pasuje do niej jak żaden inny :) Jest naprawdę kształtna, ma śliczną cerę, mnóstwo loków na główce i prześliczne niebieskie oczka. Wygląda jak 2 miesięczne odżywione niemowlę. Jest naprawdę silna, ale nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy i nieraz znokautuje się rączką z nos. Zarówno do karmienia jak i do usypiania musi być motana w kocyk albo pieluchę, żeby rączki jej nie przeszkadzały. Alusia lubi jeść i spać, nie lubi jedynie usypiać. Potrafi drzeć się bez opamiętania mimo noszenia i szeptania czułych słówek. Wszyscy są szczęśliwi (zwłaszcza sąsiedzi) gdy mała zaśnie przy karmieniu, ale ja mam wtedy wyrzuty sumienia, bo nie zawsze uda się ją "odbić". Przyznam, że moim marzeniem po lekturze "Języka niemowląt" było usypianie dziecka w łóżeczku, ale udaje się to naprawdę bardzo rzadko. Póki co radzimy sobie jak możemy. Nieraz maratony usypiania (głównie wieczorne) trwają kilka godzin, w czasie których mała opróżnia obie piersi (nieraz dwukrotnie) i zalicza tylko krótkie momenty przysypiania przy piersi by po chwili rozryczeć się już po przeniesieniu do łóżeczka. W tych momentach z regóły puszczają mi nerwy i mam ochotę płakac. Koło północy mam już tak wymęczone i puste piersi, że ładujemy w dziecko butlę i po tym w końcu zasypia. Za to po takiej męczarni wiemy, że mamy całą noc dla siebie, bo mała przesypia minimum 6h.

Muszę się przyzwyczaić, że od tej pory moje (nasze) życie będzie jedną wielką sinusoidą - raz lepiej, raz gorzej. Sielanka ostatnich lat za bardzo mnie rozpieściła i pierwsze tygodnie z Małą były dla mnie cięzkim wyzwaniem. Podejrzewałam nawet u siebie depresję poporodową, ale to chyba było winą chormonów i mojego stanu fizycznego. Trudno było cieszyć się z dziecka które ciągle płakało, podczas gdy ja nie za bardzo jeszcze miałam czym je nakarmić i byłam zbyt obolała, żeby samodzielnie siedzieć. Teraz już jest o wiele lepiej zarówno fizycznie jak i psychocznie, czego zasługą jest ogromne wsparcie mojego Małżona i pomoc mojej mamy, ale o tym innym razem :)