Strony

wtorek, 30 kwietnia 2013

nocnik

Od dwóch tygodni jesteśmy posiadaczami uroczego różowego kawałka plastiku z misiem Puchatkiem. Reakcje naszej córy na nowy nabytek są różne. Najfajniej nocnik nosić w łapie i walić nim co popadnie, albo wkładać rączki i zabawki do środka. O tym, że łatwo nie będzie wiedziałam już od dawna, bo nasza wiercipięta odkąd zaczęła chodzić niechętnie siada i całkowicie odmawia leżenia, chyba że aktywnego. Ona nawet zasypiając wierci się niemiłosiernie, trzeba dziecko unieruchomić w mocnym rodzicielskim uścisku, bo dopiero wtedy zaledwie 5 sekund całkowitego bezruchu jest w stanie ją ululać :)

Obecnie Ala posadzona na swoim nocniku (w ubraniu) posiedzi kilka sekund, ale zabawianie zabawkami, książeczkami ani tv nie są w stanie zatrzymać jej na dłużej. Siadanie na plastiku gołym tyłkiem kończy się wyrywaniem i płaczem.

No więc nocnik jest i na byciu na razie poprzestaliśmy. Dziś moja mama przypomniała mi uczynnie, że ja w wieku Ali już w ogóle nie używałam pieluszek i że w sumie to się nie dziwi, że Ala nie używa nocnika, bo ja przecież nie mam cierpliwości do "takich rzeczy"... :/ Tym jednym zdaniem zafundowała sobie 4 dni majowego weekendu pod znakiem przemielonej marchewki i jabłka (patrz poprzedni post) i jestem nawet skłonna cierpliwie poszukać innego pokarmu, który Ala namiętnie wypluwa :)

No ale fakt, potrafię godzinami dłubać jakąś robótkę, kopiować obraz albo szyć. Do istot żywych cierpliwości mi brak. I nawet nie próbuję udawać, że jest inaczej. Dlatego nocnikowanie postanowiłam zostawić osobom, które mają w tym większe doświadczenie, tzn naszej cioci i mojej mamie. Poza tym pieluchowanie nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu (Małżonowi chyba też nie), więc niech sobie to moje dziecko spokojnie załatwia swoje potrzeby schowane pod biurkiem choćby i 3 lata.


post konsumpcyjny

Sobotnie śniadanko. A raczej jego wspomnienie :) 
Mamy od pewnego czasu Małego przemielaczo-rozdrabniacza. Ulubionymi produktami, które ulegają przemieleniu są surowe jabłko i marchewka. Jakoś nie chcą zostać w buzi i bardziej lubią być wszędzie dookoła. O dziwo zjawisko to najbardziej doskwiera mojej mamie, po której spodziewałabym się maksymalnej dawki wyrozumiałości dla jedynej wnuczki. Mnie to już nawet nie denerwuje, staram się tylko utrzymać małego przemielacza w jednym miejscu, żeby łatwiej było zamieść :)


A dziś opadły mi wszystkie witki. Po powrocie z pracy delektowałam się kawką dotrzymując towarzystwa Dzidziulince na podłodze. W pewnym momencie nasza pociecha wskazuje na kubek z kawą i oświadcza: "Piciu!", po czym precyzuje "Kawa!" i rączką wykonuje jednoznaczny okrężny ruch w okolicach pępka oświadczając, że brzuszek się cieszy! :D Nasze dziecko, oj nasze! :D

piątek, 26 kwietnia 2013

zje...chana

Dziś praca w mojej firmie osiągnęła wyższe poziomy absurdu :) Były latające przez całą salę konferencyjną kartoniki (na szczęście puste i nie we mnie) i obietnice obcięcia premii. Kolejny raz przekonałam się, że najmniej myślą i robią ci co najwięcej zarabiają, a najbardziej obrywa się tym, którzy wykonują ich durne polecenia. Że stanowista dyrektorskie zajmują totalne jełopy, które nie potrafią same butów zawiązać, nie mówiąc już o przekazania rzetelnych informacji swoim podwładnym. Przypomniałam sobie, że nie potrafię pracować pod presją, że włącza mi się agresor gdy z powodu nawału roboty pierwszy posiłek jem koło południa, że zaczynam ironizować, gdy ktoś co 5 minut dopytuje się, czy zrobiłam już to, co normalnemu śmiertelnikowi zajmuje więcej niż 3 godziny. Zastanawiam się też, jak moja szefowa wytrzymuje z prezesem od 7-8 lat. Doszłam do wniosku, że jej pensja musi być na tyle wysoka, by po odjęciu kosztów psychoterapii, leków uspokajających i zabiegów relaksujących co drugi dzień zostało jej jeszcze sporo na dość dostatnie życie. O naszym prezesie krążą już w Polsce legendy. Ostatnio nawet obchodzi się bez asystentki, bo skończyły się kandydatki :D

Motto na dziś: "Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba trochę poczekać."

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

wiosna!

Cieplejszy wieje wiatr!
Wiosna!
Znów nam ubyło lat!
Wiosna, wiosna w koło,
tylko bzów brak.. :(

Chyba wszyscy czujemy to samo! (poza jednym moim przyjacielem, który gdyby mógł wyprowadziłby się na biegun północny) Słońce, energia do życia, ciepły wiatr, pachnące wiosną powietrze, błoto pod stopami :D
WIOSNA!
Mi totalnie odwaliło :D

W niedzielę po raz pierwszy udałyśmy się z Alunią na spacer, w nieśmiganych butkach i za dużym płaszczyku (kombinezonik już ostatecznie pożegnałyśmy). Spacer po śmietanę do zupy, po którą miałyśmy najwyżej 150 metrów, zajął nam w obie strony godzinę! Ale cóż to była za godzina! Godzina pełna kamyków na ścieżce, trawy obok ścieżki, psich kup, kałuż, petów i kapsli, piesków, boiska z piłkami, wreszcie placu zabaw z piaskownicą, na który ledwie się wbiłyśmy, bo cały Pruszków poczuł wiosnę :D Miasteczko ożyło! Przestało przypominać inspirację dla twórców Silent Hill i huknęło kakofonią radosnych krzyków w tę wiosnę :D Kocham wiosnę! Jestem dzieckiem wiosny, więc o tej porze roku po prostu żyję :)


A nasze dziecko nie będzie szło za rączkę i już! Taki kaliber nam się trafił. Do tego jak już sobie zakoduje kierunek to nawet przeniesione na rękach 2 bloki dalej i tak ten kierunek znów obierze. Żółw mojej siostry też tak robił, aż ostatecznie dał nogę z ogródka rodziców w zeszłoroczne wakacje :D Pomna tego wyczynu bacznie pilnuję córy.

A dziś po pracy wyszliśmy na tenże plac zabaw całą rodziną i Ala przekonała się, że piasek z piaskownicy nie jest smaczny oO Oby ta nauka pozostała z nami na dłużej ;)

czwartek, 11 kwietnia 2013

defragmentacja

Aby ostatecznie odsunąć od siebie złe myśli i niepokoje postanowiłam dokonać pewnego rodzaju defragmentacji moich odczuć, negatywne wywalić bez sentymentów, pozytywne wyeksponować i cieszyć nimi oko :) Czyli już mi lepiej. Czasem jedna pozytywna myśl w odpowiednim momencie działa lepiej niż niejeden psychotrop. 
A dziś Ala była kwintesencją uroku i szczęścia, rozbiegana, roześmiana, zajęta tą swoją dziecięcą działalnością polegającą na rozbrajaniu każdego dorosłego :) Chwilo trwaj...

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

niepokój

Ostatnie dni były dla mnie delikatnie mówiąc ciężkie. Gdyby nie Małżon zapewne oddałabym Dzidziulinkę dziadkom, a sama udała się do psychiatry. Ciężko się choruje mając pod opieką chore dziecko. Zwłaszcza, gdy wyje ono przez dwa dni z przerwami na picie. Dziś już świat wrócił do normy, ale miałam okazję bliżej przyjrzeć się zachowaniom naszej córki przez te dni i kilka rzeczy mnie niepokoi. Po pierwsze nadal nie udało jej się przespać ani jednej nocy bez kilku przebudzeń. Budzi się od nie wiadomo czego i najczęściej usypia dopiero po podaniu butelki z piciem. Po drugie przerażają mnie jej napady agresji. Gdy coś jest nie po jej myśli najczęściej rzuca się na jakiś mebel albo ścianę chcąc go gryźć ;/ Przy okazji obija sobie buzię i wtedy jest już ryk na całego. Boje się, że ona z tego nie wyrośnie, że będziemy mieć małego choleryka. Nie znam drugiego takiego niespokojnego dziecka. W naszym najbliższym otoczeniu przeważają dzieci bezproblemowe, czasem nawet do przesady spokojne, zasypiające same i nie obijające się o ściany... Nie wiem jak to będzie, możliwe że jednak ostatecznie wyląduję u psychiatry...

niedziela, 7 kwietnia 2013

nie nadaję się

Nie nadaję się na matkę. I kropka, nic dodać, nic ująć.

trzydniówka

Dziś potwierdziło się, że Dzidziulinka ma trzydniówkę. Wysypało naszą córkę czerwonymi kropkami na całym ciele. Ale chyba tylko my mamy takiego farta, że trafiła nam się trzydniówka 5-dniowa i to jeszcze nie zakończona >< Dziś co prawda gorączki już nie miała w ogóle, za to jadłowstręt pozostał, niestety połączony z wiecznym lamentem. Przez cały dzień zjadała najwyżej 3 kęsy kolejnych posiłków, a potem na sam widok jedzenia wpadała w histerię. Jeśli sądziłam, że mam marudne i płaczliwe dziecko, to dzisiejszy dzień uświadomił mi, że do tej pory to był piknik. Słowo daje, gdyby nie Małżon po prostu zamknęłabym dziecko w jednym pokoju, a siebie w drugim. W jednej chwili zabawa, z potem ni z tego ni z owego ryk przez kilkanaście minut. Podejrzewam, że to z głodu... No bo jak się od dwóch dni tylko pije, to może brzuszek boleć. Dziś dostawała koperek albo rumianek lekko osłodzony, bo już boję się dawać jej te owocowe herbatki na bolący brzuszek. Jeśli jutro jej apetyt nie wróci w poniedziałek planuję iść z nią do lekarza. Najgorsze, że jutro Małżon idzie do pracy. Już teraz zbieram w sobie pokłady cierpliwości.

Jezu, jak dobrze że we wtorek wracam do pracy. W końcu odpocznę :)

sobota, 6 kwietnia 2013

nie!

Wyje, wije się w foteliku, macha łapami, jęczy i rozsmarowuje zupkę dookoła... a potem w jednej chwili milknie i z miną "eureka" odwraca się do mnie i mówi stanowczo "NIE!" i aż się od tego "nie" kiwa cały fotelik. Mamy asertywne dziecię :)


piątek, 5 kwietnia 2013

o tym jak nam się mieszka

Przez ostatni tydzień spędzony z Dzidziulinką w domu miałam okazję nacieszyć się także naszym nowym mieszkankiem. Coraz fajniej się tu mieszka. Dorobiliśmy się wiszącej szafki w łazience i teraz w końcu mamy gdzie poupychać trochę naszych kosmetyków. Marzy mi się jeszcze nowa umywalka z szafką. To, co zostawili nam poprzedni lokatorzy zakrawa i jakąś pomstę niebios. Założę się, że niemało toto kosztowało i na wystawie z sklepie prezentowało się przecudownie, ale...


Ciekawi mnie, czy poprzednia pani domu myła tę blachę kilka razy dziennie, żeby lśniła bez zacieków, bo u mnie stan względnej czystości trwa do pierwszego umycia rąk. Na tym świństwie widać każdą kropelkę, a na domiar złego odstaje od ściany, przez co nie jest idealnie równoległa do podłogi i jeśli nakapię sobie wody na to szkło dookoła, to zaraz wszystko ścieka mi na kapcie! Niestety jeszcze nie natknęłam się na umywalkę idealną i raczej szybko takiej nie znajdę :( Umywalka ikeowska z szafką pasującą do naszych nowych na ścianie jest tragiczna i przypomina korytko! Więc cierpię prawie w milczeniu...

Dalszą metamorfozę przeszedł salon. Został przedzielony regałem na część pracującą i część relaksacyjną. W sumie część relaksacyjna nie ucierpiała za bardzo, bo salon i tak był duży, a zyskaliśmy mały kącik do pracy i regał, na którym mogę w końcu rozlokować mój księgozbiór :) I nie musimy w panice ogarniać biurka gdy mamy gości :)

salon w dzień

salon w nocy :)

moje biureczko-smietniczek

Biurko Małżona jest ustawione tam dalej za moim, dzięki czemu siedzimy do siebie twarzami, ale gdy chcemy sobie coś nawzajem pokazać na monitorze musimy albo obejść regał, albo wysłać  linka skypem... Dolne półeczki regału opanowały zabawki Ali :) Zaopatrzyłam się jeszcze w kilka techno-rattanowych koszyków żeby ten sajgon jakoś ogarnąć. W dalszych planach mam reanimację kanapy, która ma lat.. no dużo, ale zanim kupimy coś nowoczesnego chcemy, żeby Ala wykończyła tę. Zainspirowana rozwiązaniem, które mamy na naszym sypialnianym łóżku planuję uszyć pokrowiec :) Bardzo mnie korciło, żeby był czerwony, ale chyba wolę nie przesadzić z tą czerwienią. Będzie beżowy.

czwartek, 4 kwietnia 2013

... a zima trwała już 5 rok...

Wczoraj wieczorem oglądaliśmy z Małżonem TV i trafiliśmy na reklamę Tymbarku. Obejrzeliśmy ją z rozmarzeniem na twarzach i niemal równocześnie stwierdziliśmy, że już nawet napilibyśmy się tego obrzydliwego jabłko-mięta, gdyby tylko aura za oknem choć trochę przypominała tę w reklamie. Tęsknię za słońcem, zielenią, ciepłym wiatrem. Mam wrażenie, że przeniosło mnie do "Gry o tron" i zima ciągnie się już kilka lat >< 
Tak wyglądał 1 kwietnia z naszego kuchennego okna, w którym Alunia lubi oglądać pieski i wrony :)


 Ale dziś to nawet piesków nie było, bo by się potopiły w tej brei (chyba połowa ludzi w Pruszkowie ma yorki...) Alunia miała koło południa bardzo wysoką gorączkę ponad 39 stopni i nie zbił jej Ibum, którego używamy. Koło 13 wpadłam w lekką panikę, bo Alunia wodziła naokoło nieprzytomnym wzrokiem i marudziła, więc zaczęłam wydzwaniać po lekarzach, ale w momencie gdy namierzyłam całodobową pomoc lekarską dla dzieci w Luxmedzie - Alunia odżyła, zjadła zupkę i poszła dokazywać, a jakiś czas potem główkę miała zupełnie chłodną. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to trzydniówka. Apetyt ma, pije dużo, jak akurat nie ma gorączki jest okazem zdrowia. Bardzo bałam się, że sprzedałam jej mojego wirusa. Ale może jednak nie. 

środa, 3 kwietnia 2013

raport poświąteczny

Siedzimy i chorujemy, obie. Moje przeziębienie przez święta przerodziło się w zapalenie oskrzeli. Jeszcze w piątek wszystko miało się ku lepszemu, ale od soboty zaczął się paskudny kaszel i kilka razy byłam pewna, że właśnie wypluwam płuca :/ We wtorek poszłam ponownie do lekarza i tym razem wyszłam z antybiotykiem i zwolnieniem do poniedziałku włącznie. I przykazaniem, by leżeć, co jest akurat raczej niewykonalne :) Alunia od wczoraj niestety też gorączkuje, ale apetyt ma, pije dużo, bawi się z drobnymi przerwami na marudzenie, więc jest nadzieja, że jakoś sobie z tym wirusem poradzi maleństwo. I tak uważam, że nasza córa ma super odporność, bo 13 miesięcy przeżyliśmy beż żadnej poważniejszej przypadłości. Daję tej gorączce czas jeszcze jutro, ale jeśli utrzyma się do piątku to idziemy z Dzidziulinką do lekarza.

Tak więc siedzimy razem i staramy cieszyć się sobą pomimo niedoskonałości materii :) Alunia niedawno załapała w końcu o co chodzi z tym magicznym słowem "mama" i używa go namiętnie zwłaszcza, gdy znikam jej z pola widzenia :D Cudowne słowo, naprawdę magiczne. Dzidziulinka tuli się do wszystkiego: kocyka, poduszek, pluszaków i nas, o ile akurat leżymy gdzieś w pobliżu na dywanie :) Trzeba przy tym bardzo uważać, by zachować wszystkie zęby i cały nos... Cudowna ta nasza córunia, kumata chyba ponad swój wiek. Wiem, że wszystkie matki postrzegają tak swoje dzieci, ale ja nie mam porównania z innymi maluchami i czasem nie mogę wyjść z podziwu, że Alunia trafia bezbłędnie klockiem do sortownika albo wraca uparcie po kolejne przysmaki pamiętając skąd je wyciągam. Zaskakuje mnie każdego dnia. Ostatnio nie podobały jej się zielone rajstopki, które założyłyśmy i szarpała je stojąc przede mną z miną "no weź matka, naprawdę muszę to nosić?" póki nie wyciągnęłam z szafki innych :)

Na topie nadal są zwierzątka :) Z tatą oglądają na youtubie filmiki ze zdjęciami i głosami zwierząt - szał! :) Dzidziulinka dostała "na zajączka" od cioci Marzenki zestaw klocków Duplo (wart mniej więcej tyle co jej zeszłotygodniowe wynagrodzenie, ale ten typ tak ma...eh) z księżniczką i konikiem. I wszystko jest ok, póki księżniczka nie wskoczy na rumaka - jaki to wzbudza protest naszej córki to aż trudno opisać. Krzyk, pisk, łzy i koniec świata :D Koń wolny ma być i już! A w ogóle to klocki też mają być osobno i Dzidziulinka z mniejszą lub większą cierpliwością wszystkie budowle rozbiera systematycznie klocek po klocku :D