Ostatnio moje dni oscylują pomiędzy totalną euforią, a chęcią strzelenie sobie w łep. Radość daje mi rodzinka, a drugi biegun dopada mnie w pracy. Nie potrafię nabrać dystansu, a mieszanka ludzkiej głupoty, nieogarnięcia, samomnożącego się chaosu, zawiści i niekiedy tyranii dobiłaby każdego. Czemu tam tkwię? Bo jestem tak zapracowana, że nie mam nawet czasu szukać czegoś lepszego...
A z rzeczy naprawdę istotnych: Dzidziulinka rozdaje mokre całusy na lewo i prawo :D Bywają dni, że wycałowane są wszystkie zwierzątka w książeczkach. Bierze pluszaka i pokazuje po kolei: "oti", "usi", "nioo", a potem pokazuje na mnie stwierdzając "ojaja" (okulary) :) Rozumie wszystko, ale przekora i złośliwiec z niej nieprzeciętny. Rzeczy z kategorii " nie wolno" są automatycznie powtarzane razy kilkanaście i w różnych wariantach, najczęściej ekstremalnych. Ignorowanie działalności wywrotowej też nie daje rezultatu, bo jakimś cudem ona doskonale wie, kiedy robi coś zakazanego, nawet jeśli robi to po raz pierwszy w życiu.
Niestety Dzidziulinka w trybie letnim chodzi spać po 22 (wstaje ok 7-8 i śpi 30min-2h po południu), więc życie prywatne dogorywa. Dziecko jest ewidentnie na baterię słoneczną, ale nie wiem, gdzie jest przymocowana :/ W weekend w końcu zdecydowaliśmy się zostawić latorośl u dziadków na noc i nadrobić zaległości małżeńskie :D Dzidziulinka i dziadkowie przeżyli, więc jest nadzieja na przyszłość :) Niestety my padliśmy po północy, starość nie radość...
Dobra, idę spać, bo jutro nieprzytomna znów w kogoś wjadę. Kolega z pracy stwierdzil ostatnio, iż jeżdzę jak emeryt... Jackie Chan żeby nadążyć za bliźniakami bierze żeńszeń, ale nadmiar energii wyładowuje za kierownicą i codziennie rano wysłuchuję raportu, ile osób strąbił. Kupiłam i nam żeńszeń, bierzemy razem z magnezem. Małżon uradowany stwierdził "Żeńszeń działa, strąbiłem dziś jakiegoś cioła!" :D