Strony

poniedziałek, 21 listopada 2011

urlop, ale nie mój

No i stało się – Małżon wyczaił mojego bloga J Całe szczęście, że nie zdążyłam napisać czegoś kompromitującego mnie albo jego ;) Kochanie, trzeba odkurzyć! :D

Poprzedni tydzień miałam bardzo pracowity. Chyba w świat poszła informacja, że siedzę w domu i mam więcej czasu, bo kilka osób zarzuciło mnie robotą, która przeciągnęła się na sobotę i pół niedzielnej nocy, ale była akurat przyjemna. W niedzielę zaliczyliśmy odwiedziny u rodzinki Męża w Lublinie. Chrześniaczka Męża kończy 5 latek J To jest ta najnormalniejsza część rodziny mojego jedynego i chyba mogę wypowiedzieć się za nas oboje, że bardzo lubimy ich odwiedzać. Chrześniaczka ma jeszcze dwójkę starszego rodzeństwa i każde chciało jak najdobitniej przekazać mojemu Mężowi swoje uwielbienie dla niego. W rezultacie miał całą trójkę uwieszoną na szyi i na plecach :D

Za to od dziś mamy z mężem urlop! Misiek stwierdził, że potrzebuje chwilki relaksu. Najpierw chcieliśmy polecieć gdzieś, gdzie tyłki nam nie poprzymarzają do ławek w parku, ale że kilka tygodni temu nadpłaciliśmy kredyt mieszkaniowy, to nie za bardzo chcieliśmy rozstawać się z ostatnimi groszami, jakie nam zostały. Drugim pomysłem była Polska, ale zrezygnowaliśmy z niego ze względu na paskudne zimno, jakiego zasmakowaliśmy w piątek. Tak więc póki co planujemy intensywny odpoczynek na kanapie w domu :D

Małżom rozpoczął urlop pracowicie, wstał rano pełen energii z mocnym postanowieniem skopania kilku dup z Unice. W sierpniu jeden naprawdę miły pan wjechał mi w tył naszego Peżocika. Nasza pociecha na pierwszy rzut oka wyglądała na lekko uszkodzoną, za to Auris nie miała połowy przodu (te najnowsze samochody robią chyba z tektury). Dalsze oględziny Peżocika ukazały całą masę drobniejszych i poważniejszych uszkodzeń, które Unica wyceniła za nisko, od trzech miesięcy nie możemy doprosić się szczegółowego wyliczenia szkód, a w piątek otrzymaliśmy pismo informujące nas, że skoro nie przekazaliśmy numeru konta, to oni nie mogą wypłacić pieniędzy i sprawa trafia do archiwum. Numer konta przekazywaliśmy dwa razy, ale widać ani za pierwszym, ani za drugim razem nikt nie pofatygował się, by przeczytać maila. Pomijam już fakt, że chcieli wypłacić nam kwotę, której nie zaakceptowaliśmy i co do które składaliśmy odwołanie. Małżom właśnie dzwonił, że ścisnął kogo trzeba za jaja i pieniądze będą dziś na koncie. Już pal licho odwołanie, kwota którą nam zaproponowali nie jest najgorsza, a ja już mam dosyć tej cudownej firmy.

Ja za to ogarnęłam trochę mieszkanie (zostawiając odkurzanie Małżonowi) i usiadłam z herbatką do komputera, żeby dać znak życia na blogu. Przez najbliższy tydzień Małżon będzie siedział obok i katował swój czołg, więc raczej dużo nie napiszę. Powinnam za to nadrobić zaległości towarzyskie, napisać kilka maili i wykonać kilka telefonów. Czas najwyższy porozmawiać z położną na temat warunków w naszym szpitalu. I koniecznie spotkanie w interesach z pozostałymi Wiedźmami ;) Znów zapowiada się pracowity tydzień…  

niedziela, 13 listopada 2011

bardzo paskudny dzień

Dziś postanowiłam nie wyglądać przez okno, żeby się nie dołować. Wypuściłam rano Męża do pracy i zaszyłam się w łóżku aż do 11 (chociaż budzik dzwonił od 6:30). Już wolałabym, żeby spadł śnieg, może by się przynajmniej trochę rozjaśniło w powietrzu. Takie jesienne dni działają na mnie bardzo negatywnie emocjonalnie. Zwłaszcza, jeśli są to niedziele jak dziś, gdy na ulicach nie widać nawet psa z kulawą nogą. Normalnie postapokalipsa :)
Ranek przetrwałam dzięki prezentowi od mojego Męża. On jest jednak cudowny! Postanowił zadbać o to, żebym się nie przemęczała robotą i sprezentował mi komplet 6 części Settlersów :D Obecnie rozgrywam kampanię w części 5, bo to jedyna część, z którą nigdy nie miałam do czynienia. Śniadania prawie nie zjadłam. Mam nadzieję, że nie odbije się to negatywnie na Penelopce (wierciła się i kibicowała Setlersom, więc siłę dziecko ma). Obiecałam jej za to zjeść ładnie wszystkie pierożki na obiad, a wieczorem dopchnąć gruszkami od rodziców. I ciastem.
Wczoraj nad ranem mój Mąż otrzymał wiadomość od rodziców, że babcia ze strony mamy zmarła - ostatnia osoba z pokolenia jego dziadków. Babcia już od wielu lat była bardzo wymęczona chorobami ciała i umysłu. Zajmował się nią wujek, teściowa pomagała, gdy tylko mogła, ale kontakt z szerszym gronem rodzinnym ograniczał się tylko do świąt Bożego Narodzenia. Mimo, że w ciągu ostatnich lat kontakt mojego Męża z babcią był bardzo ograniczony, wiem, że ma mnóstwo cudownych wspomnień z okresu dzieciństwa i przeżywa jej śmierć. Pogrzeb będzie w czwartek…
Mój dziadek i obie babcie trzymają się dzielnie. Dziadkowie ze strony taty są ze sobą już ok. 60 lat! Mimo, że drą koty niemal o wszystko, a ich ulubionymi tematami jest narzekanie na wszystko dookoła staram, się mieć z nimi jak najczęstszy kontakt, dzwonić i odwiedzać, gdy tylko mogę. Nie będę ich miała wiecznie, muszę się nimi nacieszyć póki mam okazję. Tym bardziej, że moja siostra raczej o ten kontakt nie dba, a przecież widzę, że dziadkowie za nią tęsknią i pytają o nią przy każdej okazji. Nie mam dla nich żadnych wiadomości, bo siostrę widziałam ostatni raz na Święta Wielkanocne u rodziców…

Hm… postanowiłam odwiedzić dziadków przy okazji zawożenia zwolnienia do pracy, nawet, jeśli okupię długą jazdę samochodem bólem nerki.

poniedziałek, 7 listopada 2011

początek

Początki zawsze są trudne i na tą życiową prawdę staram się być przygotowana.

25 tygodni temu daliśmy początek nowemu życiu i obecnie z coraz większą niecierpliwością czekamy na przyjście na świat naszego pierwszego dziecka. Podjęliśmy decyzję, która na resztę życia przydzieli nam zupełnie nowe nieznane role. Może nie zdajemy sobie do końca sprawy, w co się pakujemy, ale jak się powiedziało A trzeba powiedzieć także B. Wiążąc się ze sobą wiedzieliśmy, że dzieci mieć będziemy, bo oboje tego chcemy. Teraz nadszedł odpowiedni czas w naszym życiu na Penelopkę.
Penelopka jest imieniem roboczym J Tak naprawdę nie wiemy nawet, jakiej płci jest nasze dziecko. Chcemy mieć niespodziankę, chociaż przyznam bez bicia, że im bliżej rozwiązania tym bardziej kusi mnie by podejrzeć, kto się wewnątrz mnie ukrywa. Ta wiedza byłaby niewątpliwie przydatna przy kupowaniu pierwszych ciuszków, kołderek, wózków, ale niezbędna do szczęścia nie jest.
Najbliższe tygodnie będą ograniczały się dla mnie do czekania i przygotowywania. Mimo, iż planowałam nie rezygnować z pracy zawodowej aż do końca roku, problemy zdrowotne zmusiły mnie do lekkiej zmiany planów. Penelopka bowiem, upodobała sobie przytulanie się do mojej prawej nerki, powodując zatrzymanie moczu i ból. Tak więc zaopatrzona w spory zapas nospy i herbaty z cytryną, z zaleceniem polegiwania tylko na lewym boku, zapuściłam korzenie w domowych pieleszach.

I coś czuję, że nawet mi się to spodoba J