Będąc całe kilometry przed macierzyńswem napatoczył mi się temat pieluszek wielorazowych. Chyba był to jakiś program w tv śniadaniowej. Bardzo spodobała mi się taka alternatywa dla pampersów. Uważam, że jednorazówki są szkodliwe zarówno dla dziecka, jak i dla środowiska. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że jest to część całego szaleństwa zwanego "ekomacierzyństwem". Będąc w piątym miesiącu ciąży odnowiłam znajomość z koleżanką z liceum, która z powodzeniem stosowała takie pieluszki u swojej półtorarocznej córy. To mnie ostatecznie przekonało, by spróbować. Zakupiłam cały zestaw za kupę kasy i w sumie na tym się skończyło moje ekorodzicielstwo :P
Po przyjściu na świat Dzidziulinki jakoś nie miałam odwagi by zacząć używać tych pieluszek. W pierwszych dniach dlatego, że byłam obolała i nie chciałam dokładać sobie roboty. Potem zaczeły się jazdy z usypianiem, nie chciałam mieć też jazd z pieluchami. W tamtym czasie Dziziulinka kupkała niemal podczas każdej drzemki i przerażała mnie wizja mieszkania pachnącego dziecięcymi kupami z nagromadzonych w łazience wkładów. Ale od kilku tygodni Aluńka nie ma problemów z zasypianiem, robi jedną kupę na dwa dni, a ja poczułam się na tyle wypoczęta, by dołożyć sobie zbędnej roboty. No i wyciągnęłam wczoraj te pieluchy. I jakoś spędziłyśmy na nich cały wczorajszy dzień! Kupy nie było, ale drżałam trochę, jak to z nią będzie. Na noc założyliśmy jednorazowe, żeby w razie co nie babrać się z tą kupką w trybie zombie. Po porannym karmieniu też założyłam pampersa, bo nadal przeraża mnie ta czająca się kupa!
Ale chyba teraz, jak Dzidziulinka wstanie, mam zamiar założyć wielorazową i być dzielną! Proszę trzymać za mnie kciuki.
Edit:
i już po kupie!
Poszła w tetrową, a jak zobaczyłam ilość spustoszeń, jakie poczyniła, to zastanawiałam się nad rozrysowaniem planu działania. Bardzo fajnę są ligninki, które kładzie się między pupę a pieluchę, dzięki czemu zgarnia się od razu całą kupę i wrzuca do sedesu (ligninki podobno rozpuszczają się w wodzie). Niestety u nas kupa wyszła bezczelnie frontem i zaatakowała bodziaka, ale i tak jest nieźle.
Z całym szacunkiem do Matki Ziemi nie zdecydowałam się na takie bycie eko - chyba tylko z powodu przygód, jakie miałam z kupkami Mikołajka, których było 100 dziennie, każda cuchnąca i zielona, a w dodatku atakująca WSZYSTKO! Żrąca jak ślina zielonego smoka. Pozostająca na ubranku na zawsze!
OdpowiedzUsuńGdyby Mała nadal waliła kupska tak jak przez pierwszy miesiąc też bym spisała te pieluchy na straty. I pal licho ekologię i zdrowie dziecka! Zdrowie psychiczne matki jest też ważne.
UsuńCały czas mam poczucie, że żyję zbyt daleko od natury. Mam amicje, aby segregować śmieci, ale i tak mamy w bloku jeden kontener w ktorym ląduje wszystko, a nie mogę sobie pozwolić na własny kompostownik (chyba, że na balkonie ku zgrozie sąsiadów) więc chociaż tych pieluch mam zamiar się trzymać. Z proszku do prania też nie zrezygnuję, bo bardzo ładie spiera kupy z pieluch :P Gdybym mogła kupowałabym wszystko bez opakowań (i tu wyłazi na wierzch chipokryzja projektanta opakowań na kosmetyki... jestem złym człowiekiem, wiem :( )
Z czego wynikały te kupki Mikołajka? Z niedojrzałości układu pokarmowego?
A jakie polecasz, zawsze jeszcze mogę być eko - no i jak to się dobiera do pupy? Jakoś na wymiar, czy jak? A można jakoś je prać ekologicznie? Tak pytam z ciekawości.
OdpowiedzUsuńPrzygotuję Ci jutro w mailu cały opis, jak znajdę chwilkę gdy Mała zaśnie.
Usuń