Od piątku po południu siedzieliśmy u moich rodziców na wsi. Trochę odpoczęłam, ale także odwykłam od mojego dziecka, bo babcia jak zwykle nie chciała wypuszczać Małej z rąk. W ramach odpoczynku Małżon obleciał teściom hektar trawnika (kosiarką oczywiście) a ja przeczytałam niemal dwie książki :P Obydwoje mamy plecy spieczone na raka. Poza tym była wypasiona impreza urodzinowa u mojego chrzestnego (50-ta), płonąca świnia i szalone tańce na parkiecie. Było także ognisko i kiełbaski pieczone w czasie burzy. Było łażenie na bosaka po trawie i wcinanie marchewek prosto z grządki. Dzidziulinka zdecydowanie bardziej lubi surową marchewkę (w formie gryzaka) od gotowanej. Były też w (nareszcie) stopki w buzi i czołganie na bruchu z głową robiącą za taran wśród zabawek :)
Ćwiczenia, które zaleciła nam rehabilitantka idą jak po grudzie, bo Dzidziulinka ciągle się wierci i wygina, wyrywa rączki i kopie. Zdecydowanie bardziej woli ćwiczenia na nóżki niż na rączki.
Tydzień zapowiada się znów pracowicie: Dziś trzecia dawka szczepionek, w czwartek kontrola bioderek, w piątek i sobotę kasting na nianię ciąg dalszy, w niedzielę urodziny mojej babci, a potem dwa dni odpoczynku u moich rodziców :P Chciałabym jeszcze gdzieś wcisnąć zrobienie szafki nad pralką w łazience, a w tym celu muszę najpierw znaleźć firmę, która przyjdzie, pomierzy, zrobi i zamontuje.
ależ cudnie zajada te stópki :D no i te loczki :D !!!
OdpowiedzUsuńTe loczki to nasza zmora w obecne upały. Poza tym młoda miała ostatnio wycinane 2 kołtuny, których nie dałam rady rozczesać.
UsuńTeż wycinałam Mikołajkowi, bo miał takie loki jak Dzidziulinka :-) i pot perlisty mu płynął z czoła.
Usuń