Już wiele lat temu odkryłam, że nic mnie tak nie wk...wia jak problemy z komputerem. Mój komp to moje narzędzie pracy i źródło utrzymania. On nie ma działać, on ma śmigać. Tymczasem właśnie piszę z komputera Małżona, bo mój półroczny cudo-komputer się nie włącza. W zeszłym tygodniu też się nie włączał, bo zgubił windowsa i musiałam stawiać system od nowa. Tymczasem wczoraj dwa razy wyłączył się w czasie pracy, a potem kilka razy nie chciał się włączać. Małżon grzebał mu w bebechach i komputer ostatecznie działał cały wieczór, chociaż Małżon przyznał, że nic takiego przy nim nie zrobił. A dziś od rana znów się nie włącza. Jestem zła, zła, ZŁA! Zła na siebie, że dałam się znów namówić na tańszego składaka, zamiast odnowić kontakt z człowiekiem, od którego 5 lat temu kupiłam oryginalnego Della. Della, który bez najmniejszej usterki, bez jednego piknięcia i bluescreena służył mi wiernie przez ponad 4 lata! Na dokładkę przez te 4 lata ani razu go nie formatowałam, bo wszystko śmigało tak pięknie, że zal mi było to psuć! I uznałam, że ten wierny przyjaciel jest już przestarzały i wyglądam nieprofesjonalnie pracując na nim :( Małżon wróci z pracy, to sprawę zdiagnozuje. Ale słowo daję, jeszcze jedna taka wpadka i złom wyląduje tam gdzie jego miejsce...
Jadę dziś kupić programy graficzne za równowartość niemal całego lipcowego zasiłku macierzyńskiego i chciałabym mieć je na czym zainstalować, grrrr ><
ojoj to nie dobrze :/ życzymy szybkiej i sprawnej reanimacji komputera
OdpowiedzUsuńOkazało się, że kabel zasilający jest wysłużony i nie trybi :P na szczęście mamy całe pudło różnistych kabli :P
OdpowiedzUsuń