Strony

sobota, 29 września 2012

opiernicz

Jakąś godzinę temu dostałam opiernicz od przyjaciółki, że się opierdalam w sprawach blogowych, więc po nakarmieniu i uśpieniu Młodej postanowiłam nadrobić trochę zaległości, żeby co poniektórzy mniej się nudzili w pracy :P
W poniedziałek rano Małżon się uszkodził i uziemił na resztę tygodnia. Nawaliły mu korzonki w sposób dość nagły i spektakularny - jak podnosił Dzidziulinkę z podłogi. Bycie na L4 z małym dzieckiem to naprawdę prze..na sprawa, zwłaszcza, jak się mieszka na 30  metrach i niezręcznie poprosić nianię, żeby przyszła opiekować się dzieckiem, gdy samemu leży się na wyrku 2 metry obok nich. Ale jakoś dał sobie radę. Środę spędziliśmy razem razem, a w inne dni ciocia Marzenka przychodziła na 2-3h wziąć Dzidziulinkę na dłuższy spacer. Dziś Małżon poszedł już grzecznie do pracy... odpocząć :P
Przeżyłam drugi tydzień w pracy - minął jak z bicza strzelił. Mamy małe zamieszanie. Otóż dział graficzny wzbogacił się podczas mojej nieobecności o asystentkę - Anię. Ania będąc już chyba porządnie po 30-stce i ukończonych studiach prawniczych zamiast robić aplikację stwierdziła, że chce być grafikiem. Jako asystentka, która nie zna żadnych programów graficznych, przez 10 miesięcy uczyła się i robiła wszystko to, czego nam grafikom się nie chce - zdjęcia produktów, aktualizacje etykiet (których w kolorówce są tryliony i których szczerze nie znosiłam) biegania z kartami projektów po całym budynku, robienie mokapów (to akurat kocham i swoich jej nie daję do robienia). Ani zaczęło się ostatnio wydawać, że po 10 miesiącach jest już grafikiem i może zacząć wybrzydzać i wybierać co zrobić. Każdego tygodnia otrzymujemy plan pracy, z którego jesteśmy rozliczani w piątek, ale niektórzy pracownicy biura przyjmują założenia, że jak czegoś nam nie wpiszą do grafiku, tylko przylecą z tym któregoś dnia i każą to zrobić natychmiast, to praca będzie im szybciej szła... więc kilka razy dziennie trzeba się oderwać od tematów z planu pracy i coś podziałać. A Ania tego ostatnio nie robi, tylko stwierdza, że ją obowiązuje grafik i zrobi ile zdąży. Ponadto totalnemu obiboctwu Ani sprzyja fakt, że Jackie Chan, który obok niej siedzi, pozwolił na zapanowanie atmosfery iście przedszkolnej - durne żarty, klepanie się po tyłkach, okładanie linijkami i takie tam, wiecie. JC jest luzakiem, ale obowiązki swoje zna i wykonuje, ale Ania z racji bycia emocjonalnie na poziomie podstawówki omylnie uznała chyba, że praca i zabawa to to samo. Sytuacja jest jeszcze w miarę normalna, gdy w biurze jest szefowa. Ale szefowa we wtorek koło południa wysłała maila, że jest na zwolnieniu lekarskim i wyszła do domu, polecając Jackie Chanowi rozliczyć Anię z planu pracy w czwartek, bo od piątku przez kilka dni Ania miała mieć urlop. I może nawet by mu się to udało gdyby nie czwartkowy epizod stołówkowy. Ja wstawiłam swoje żarełko do mikrofali, Ania postawiła swoje coś obok i usiadła przy stołach gadając z kimś tam. Mój obiad się podgrzał, w tym momencie do stołówki wszedł JC i wstawił do mikrofali swój. Po paru minutach Ania zorientowała się, że ja już jem i naskoczyła na biednego JC, że jej obiadu nie wstawił do mikrofali. JC słusznie jej się odgryzł, że mogła pilnować. Anka jednak nie dostrzegała swojej winy i temat drążyła, więc JC podniesionym tonem powiedział jej, co o takim zachowaniu sądzi. Ania walnęła focha z przytupem i wyszła zostawiając swój zimny obiad. Wróciliśmy do biura, a że była godzina 15:00 JC poprosił Anię o uzupełniony pran pracy. Ania nadal sfochowana założyła słuchawki na uszy i udawała, że JC nie istnieje, więc JC trochę na nią pokrzyczał. Ania wybiegła z pokoju i przez godzinę ryczała w pokoju marketingu na podłodze pod oknem... A ja jestem z siebie dumna, bo nie poszłam za nią  pocieszać :) Niech kto inny robi za pogotowie emocjonalne, ja jużswoje odpracowałam w tej firmie. Wróciła tylko po to, żeby stwierdzić, że nie życzy sobie takiego traktowania i krzyczenia, rzuciła plan pracy i jakieś karty projektów i wyszła, nie przekazując nikomu swoich niedokończonych tematów. Dziewczyny z marketingu, u których Ania moczyła łzami dywan, wsiadły na biednego JC zapominając, że jeszcze niedawno to one miały Anki dosyć. Bo Ania trudnym przypadkiem jest i ma o sobie trochę za wysokie mniemanie. Któregoś dnia głośno na korytarzu narzekała na naszą główną technolog, starszą kulturalną kobietę, która akurat stała nieopodal i słyszała każde słowo. Na moich oczach Anka zrobiła awanturę jednej dziewczynie z technologii, bo ta nie podpisała jej karty projektu, którą to kartę Anka podpięła z tyłu, a nie z przodu sterty, tak jak to robimy od wieków. Po tym zdarzeniu Anka odmówiła chodzenia do technologii, "bo tam głupi ludzie są" :) Wylała morze łez, bo nie potrafiła czegoś zrobić, ale jak JC pokazał jej co i jak to słowa dziękuję nie usłyszał. Generalnie Ani chyba nikt w tej firmie za bardzo nie lubi. Brak jej poczucia odpowiedzialności. Nie zdziwiłabym się, gdyby po urlopie nie wróciła. Jeśli wróci, czeka ją poważna rozmowa z szefową, bo JC milczeć nie zamierza. Anka podobno już raz żółtą kartkę dostała za podobne zachowanie i jak widać nie uczy się na własnych błędach. Mam niemiłe przeczucie, że niedługo znów będę musiała zająć się znienawidzonymi etykietkami ><

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz