Strony

środa, 3 października 2012

nie ma rzeczy idealnych

Chociaż decyzja podjęta i procedura uruchomiona, nie ma dnia, żebym nie przeliczała plusów dodatnich i plusów ujemnych tejże decyzji. Postanowiłam spisać je raz a dobrze, by przekonać się ostatecznie, że podjęliśmy słuszną decyzję.

Do największych minusów mogę zaliczyć
- lokalizacja daleko od PKP (ale przecież to nie Mars)
- trzeba będzie kupić drugi samochód dla Małżona, coby mógł chociaż do stacji podjechać, ale zapewne skończy się na tym, że będzie pomykał samochodem do pracy - dodatkowe koszty
- generalnie lokalizacja daleko do centrum miasteczka i ślicznego parku z jeziorem, a nawet jakiegokolwiek parku
- blok z wielkiej płyty, jeszcze nie ocieplony

Lista plusów jest dłuższa:
- dobra cena
- wysoki standard wykończenia mieszkania - wchodzimy i mieszkamy! Nawet mój perfekcyjny do obrzydzenia tata nie miał się do czego przyczepić.
- funkcjonalność mieszkanka, fajny rozkład pomieszczeń, możliwość podzielenia salonu na dwa mniejsze pokoje
- w około milion sklepów, przedszkoli, placów zabaw, szkół, fitnesów, nawet kościół jest o zgrozo!
- będę szybciej pokonywać drogę do pracy, bo nie będę musiała przedzierać się przez całe miasteczko w korkach
- niania będzie miała do Dzidziulinki rzut beretem :)
- drogę do przejazdu kolejowego, która biegnie niedaleko domku mają zamienić z deptak bez ruchu pojazdów ciężkich, a przejazd kolejowy zlikwidować.
- zielono, cicho i spokojnie nawet mimo tej drogi (w odległości jakichś 40 metrów)
- Małżon będzie bardziej mobilny i mniej przeziębiony w zimie dzięki temu drugiemu autku

Oczywiście niepewność zawsze pozostaje, bo jak człowiek ma w perspektywie 30 letni kredyt, to ma prawo trochę powybrzydzać. Dodatkowe ziarno niepewności zasiali koledzy z pracy twierdząc, że warto jeszcze poczekać rok z kupnem mieszkania, bo kryzys szybko nie minie i za rok-dwa mieszkania mogą być naprawdę tanie (ale przebrane). Na działce obok naszego obecnego bloku szykuje się nowa inwestycja, i gdzieś tam we mnie czai się drapieżnik, który chętnie upolowałby nowiutkie mieszkanko. Na szczęście trauma po wykańczaniu kawalerki jeszcze nie minęła i skutecznie hamuje moje zapędy inwestycyjne :P

5 komentarzy:

  1. koledzy z pracy mogą mieć trochę racji :P
    ale skoro jest więcej plusów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli przyjmę założenie, że może znajdzie się coś lepszego, to nigdy tej kawalerki nie opuścimy. Trzeba zrobić pierwszy krok.

      Usuń
  2. Hmm to powiem Ci, że my też z tych z kredytem 30letnim ale... zostało jeszcze tylko 26lat hehe ;)) Nawet nie wiadomo kiedy to leci. Nie żałujemy, nie narzekamy, mamy swój kąt i nikt się nam w nic nie wtrąca. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My delikatnie mamy nadzieję, że uda nam się trochę szybciej uporać niż w 30 lat - tym bardziej, że spłacając 30 lat dajemy bankowi zarobić 130 % kwoty (SIC!) Poprzedni kredyt 10-cio letni udało nam się spłacić w 2,5r (co prawda Maluni jeszcze nie było, ale zobaczymy).

      Usuń
    2. Mój 29-letni kolega z pracy, mieszkający z mamusią nie może się nadziwić, skąd ludzie znajdują w sobie odwagę, by brać kredyt. Jemu wydaje się, że najpierw można powynajmować, oszczędzić i potem kupić coś własnego (przed emeryturą chyba!)

      Usuń