Chociaż decyzja podjęta i procedura uruchomiona, nie ma dnia, żebym nie przeliczała plusów dodatnich i plusów ujemnych tejże decyzji. Postanowiłam spisać je raz a dobrze, by przekonać się ostatecznie, że podjęliśmy słuszną decyzję.
Do największych minusów mogę zaliczyć
- lokalizacja daleko od PKP (ale przecież to nie Mars)
- trzeba będzie kupić drugi samochód dla Małżona, coby mógł chociaż do stacji podjechać, ale zapewne skończy się na tym, że będzie pomykał samochodem do pracy - dodatkowe koszty
- generalnie lokalizacja daleko do centrum miasteczka i ślicznego parku z jeziorem, a nawet jakiegokolwiek parku
- blok z wielkiej płyty, jeszcze nie ocieplony
Lista plusów jest dłuższa:
- dobra cena
- wysoki standard wykończenia mieszkania - wchodzimy i mieszkamy! Nawet mój perfekcyjny do obrzydzenia tata nie miał się do czego przyczepić.
- funkcjonalność mieszkanka, fajny rozkład pomieszczeń, możliwość podzielenia salonu na dwa mniejsze pokoje
- w około milion sklepów, przedszkoli, placów zabaw, szkół, fitnesów, nawet kościół jest o zgrozo!
- będę szybciej pokonywać drogę do pracy, bo nie będę musiała przedzierać się przez całe miasteczko w korkach
- niania będzie miała do Dzidziulinki rzut beretem :)
- drogę do przejazdu kolejowego, która biegnie niedaleko domku mają zamienić z deptak bez ruchu pojazdów ciężkich, a przejazd kolejowy zlikwidować.
- zielono, cicho i spokojnie nawet mimo tej drogi (w odległości jakichś 40 metrów)
- Małżon będzie bardziej mobilny i mniej przeziębiony w zimie dzięki temu drugiemu autku
Oczywiście niepewność zawsze pozostaje, bo jak człowiek ma w perspektywie 30 letni kredyt, to ma prawo trochę powybrzydzać. Dodatkowe ziarno niepewności zasiali koledzy z pracy twierdząc, że warto jeszcze poczekać rok z kupnem mieszkania, bo kryzys szybko nie minie i za rok-dwa mieszkania mogą być naprawdę tanie (ale przebrane). Na działce obok naszego obecnego bloku szykuje się nowa inwestycja, i gdzieś tam we mnie czai się drapieżnik, który chętnie upolowałby nowiutkie mieszkanko. Na szczęście trauma po wykańczaniu kawalerki jeszcze nie minęła i skutecznie hamuje moje zapędy inwestycyjne :P
koledzy z pracy mogą mieć trochę racji :P
OdpowiedzUsuńale skoro jest więcej plusów ;)
Jeśli przyjmę założenie, że może znajdzie się coś lepszego, to nigdy tej kawalerki nie opuścimy. Trzeba zrobić pierwszy krok.
UsuńHmm to powiem Ci, że my też z tych z kredytem 30letnim ale... zostało jeszcze tylko 26lat hehe ;)) Nawet nie wiadomo kiedy to leci. Nie żałujemy, nie narzekamy, mamy swój kąt i nikt się nam w nic nie wtrąca. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMy delikatnie mamy nadzieję, że uda nam się trochę szybciej uporać niż w 30 lat - tym bardziej, że spłacając 30 lat dajemy bankowi zarobić 130 % kwoty (SIC!) Poprzedni kredyt 10-cio letni udało nam się spłacić w 2,5r (co prawda Maluni jeszcze nie było, ale zobaczymy).
UsuńMój 29-letni kolega z pracy, mieszkający z mamusią nie może się nadziwić, skąd ludzie znajdują w sobie odwagę, by brać kredyt. Jemu wydaje się, że najpierw można powynajmować, oszczędzić i potem kupić coś własnego (przed emeryturą chyba!)
Usuń