Życie kołem się toczy. W tym roku powitaliśmy w naszej rodzinie małego Stasia, którego chrzest odbył się w niedzielę, a nad ranem w poniedziałek pożegnaliśmy mojego dziadka Stanisława. Dziadek bardzo nacierpiał się w ostatnim roku, powoli ciało odmawiało posłuszeństwa, a lekarze mogli tylko łagodzić objawy. Od czerwca dziadek był kilka razy w szpitalu, ale ostatecznie odszedł w domu przy bliskich. Miałam mieszane uczucia odnośnie tych hospitalizacji. Rozumiem, ze babcia, tata i ciocia chcieli jak najdłużej cieszyć się dziadkiem, ale w większości wypadków opieka w szpitalach i warunki były fatalne, a dziadek sam w krótkich chwilach przytomności chciał, żeby go już zostawić w spokoju. Po jednej z wizyt w najgorsze lipcowe upały byłam tak przybita wizją tego smutnego końca, ze myślałam nawet o zapewnieniu sobie szybkiej drogi ucieczki, gdy koniec będzie już blisko (akurat w wakacje bylo głośno o "mocarzu" wykańczającym kwiat naszej polskiej młodzieży) To straszne być tak zależnym od innych, nie móc nic robić poza czekaniem kresu drogi, kiedy to nawet leżenie przynosi cierpienie - tak się nie powinno kończyć życia.
Mam nadzieję, ze gdziekolwiek dziadek jest teraz - nie cierpi już. Może spotkamy się w innym życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz