No dobra, dziś miałam dzień kryzysu i ciężkich grzechów dietetycznych. Po pierwsze zaliczyłam aż dwie drzemki w ciągu dnia, które skutecznie zaburzyły odczyty na glukometrze i przedłużyły obowiązkowe 2,5 godzinne przerwy między posiłkami. A co gorsza - dojadłam po dziecku batonik!!! Do reszty grzechów się nie przyznaję... i w ogóle to wina Małżona!
Od jutra znów będę grzeczna.
Mały wiercioch trochę mnie zmartwił swoim spokojem w ciągu ostatnich 2 dni, ale dziś wieczorem dał upust swojej energii (po batoniku?) i uspokoił rodzicielkę :) właśnie próbuje wyjść przez pępek i od tej gimnastyki dostał czkawki :)
W końcu dziś spakowałam torbę do szpitala. Już zapomniałam ile towaru potrzeba na powitanie nowego człowieka na świecie. Pól torby to kilka podkładów, wkładów, pieluch i becik... Reszta to ciuszki w 2 wielkościach ( pomna tego ze Ala w swoją wyprawkę nie zmieściła się w szpitalu), moje 2 koszule, klapki i ręczniki.
Zostały mi 3 tygodnie. Zaczynam się bać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz