Mam wrażenie, ze coś robimy źle. Powtórnie. Niejasno przypominam sobie wieczory sprzed dokładnie czterech lat, przeryczane przez Alę i przenoszone, przechodzone, przemęczone przez nas. Z nadzieją próbuję sobie przypomnieć w którym momencie sytuacja zbliżyła się do normalnej. No bo ile można nie spać mając 5 tygodni? Ula pobija kolejne rekordy. Wczoraj od 17 do pierwszej w nocy przysypiała tylko przy cycku na kilkanaście minut. Ostatecznie też usnęła przy cycku leżąc z nami w łóżku i jestem prawie pewna, ze to ja usnęłam pierwsza :)
Niestety, wszelkie znaki na ziemi i na niebie świadczą o tym, ze za wieczorne czuwanie naszych dzieci odpowiadają geny i to niestety te z mojej strony. Babcia opowiada o tym, jak to moja mama wraz z zachodem słońca zaczynała pokaz swoich możliwości wokalnych. Podejrzewam ze na polskiej wsi w latach 50-tych nikt się nad tym nie rozczulał i moja mama zawodziła, póki nie zasnęła. Mój tata opowiada natomiast anegdotkę o tym, jak to miał plan wystąpić o wizę amerykańską dla mnie, bo za nic nie chciałam jako niemowlę spać w nocy :)
I wszystko zapewne pozostałoby w sferze rodzinnych anegdot gdyby nie było tak męczące. Podwójnie męczące jeśli dołożymy do tego paskudną umiejętność Starszej do bycia upierdliwą w najmniej odpowiednich momentach. Potrójnie, jeśli dołożymy wieczorne zmiany Małżona. Niewykluczone, ze przynajmniej dwie z nas trzech będą wtedy ryczały. Czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz