Chyba jednak niektórych czynności nie powinnam sobie odpuszczać zasłaniając się ciągłym brakiem czasu. Dziś po kolacji Starsza dorwała się do obiecanego cukrowego baranka, który czekał od świąt. Zdejmując barankowi kokardkę kawałek głowy odpal i poturlał się pod stół. Małżon schylił się po niego i niewiele myśląc wsadził do buzi. Memła, memła, w końcu zdegustowany mówi: - To nie baranek, to ryż...
Podczas naszej późnej kolacji Małżon znów po coś schylił się pod stół. Skonsumował to i zaskoczony stwierdził:
- Upadł mi kawałek rzodkiewki, a znalazłem baranka!
Chyba nie będę czekała, aż ktoś znajdzie w końcu tą rzodkiewkę i jutro rano odkurzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz