Nie udało nam się jeszcze dotrzeć na szczepienia, więc nie powiem ile dokładnie waży ten nasz tłuścioszek, ale waga łazienkowa pokazuje 7,5 kg. W nocy nadal grawitacja płata figle i nie pozwala wyciągnąć Uli z łózka bez kilku stęknięć :) Jutro ma dotrzeć paczka z ciuszkami na rozmiar 80, bo 74 jest na styk. W nocy Ula doi co 2h, ku mojej rozpaczy. Na szczęście zasypia niemal od razu po napełnieniu brzuszka, więc karmię ją jakby na śpiocha :)
Nasz mały ludzik coraz pewniej siedzi z podparciem. Zaczyna też rozkminiać o co chodzi z tym czołganiem - jak zwykle z wrodzoną cierpliwością i prawie bez jęku. Nie za bardzo lubi zabawki. Najczęściej zaraz po pochwyceniu czegoś ładuje to do buzi, a potem jeszcze szybciej się tego pozbywa, z wyrazem obrzydzenia na swojej okrągłej buźce. Nadal najlepszą zabawką są mamine palce, a ostatnio także własne paluszki u nóg! I paczki chusteczek nawilżanych z Biedronki - są wyciumane z każdej strony :)
Mamy za sobą kilka pierwszych porcji kleiku ryżowego na maminym mleku - ale bez rewelacji. Mam wręcz wrażenie, że więcej wylewała z siebie niż zjadała. Za to dziś dostarczyła nam porcji rozrywki wyjadając rozgotowaną marchew z krupnika! Na zmianę z mojej i taty łyżki. Otwierała dzioba, nic nie wypluwała! Mam nadzieję, że jej nie zaszkodzi.
Jest bardzo pogodną i towarzyską istotką. Nie do opisania jest, na przykład, uradowany wyraz jej małej twarzyczki w środku nocy, gdy przychodzi czas karmienia :D Udziela się on i nam - taka nocna głupawka! Dziś dostawała ataków śmiechu ciągnąć mnie za włosy - ma przecudowny dziecięcy śmiech!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz