Strony

czwartek, 9 lutego 2012

jeszcze się nie "rozpakowaliśmy" :)

Codzienne słodkie przemawianie do mojego brzucha póki co nie przynosi rezultatów. Wierciochowi jest dobrze tak jak jest i najwyraźniej szybko nie wyjdzie.  Po cichu liczyłam na to, że Wiercioch zrobi tatusiowi prezent i pojawi się na świecie w jego urodziny, ale się przeliczyłam i zostałam bez prezentu :P Wczoraj wysprzątałam całe mieszkanie (nawet lodówce się oberwało), ale gdy już ległam padnięta wieczorem czekając na upragnione pierwsze skurcze, jedyne czego się doczekałam to radosna samba w wykonaniu Wierciocha.  Kilkugodzinna.
A czemu tak poganiam malucha? Ano dlatego, że zeszłotygodniowe USG przyniosło dwie rewelacje: 1: Wiercioch siedzi dupką w dół i już raczej nie ma co liczyć na to, że się obróci, gdyż 2: według wyliczeń waży prawie 4 kg (po 37 tygodniu)!  Przeżyłam chwilę załamania na myśl o cesarce. W sumie to ta chwila trwa do dziś - nie tak to sobie  planowałam. Moje zdanie o cesarce opisywałam już wcześniej, więc nie będę się powtarzać. Ale to jedyne rozwiązanie w mojej sytuacji, więc nie ma co walczyć z wiatrakami. Rodzina i sąsiedzi przepychają się z ofertami pomocy po porodzie, więc napewno nie zostanę sama z rozpłatanym brzuchem i mężem muszącym zająć się dzieckiem. Powiedzmy, że psychicznie i fizycznie jestem przygotowana, więc jedźmy już z tym koksem, bo nie mogę się doczekać Wierciocha!
Z innej beczki: w czasie świąt podejrzałam u teściowej robótki ręczne i  naszło mnie przeogromnie na małe dzierganko. Skończyło się na jednej wielkiej serwecie, którą otrzymała moja babcia z okazji Dnia Babci oraz takim oto komplecie dla mojej mamy na nadchodzące imieniny. Jutro wielkie krochmalenie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz