Strony

poniedziałek, 19 marca 2012

Alicja

Czas przedstawić Wam Alicję :)

Nasze słoneczko okazało się dość odhodowaną dziewczynką, gdyż w momencie przyjścia na świat ważyła 4340 g i miała 59 cm. O cesarce i pobycie w szpitalu napiszę innego dnia, nadal bowiem traumatyczne wspomnienia z tych dni są świeże i nie chcę ich rozdrapywać.

Dlatego tymczasem o naszej córci. Pani pediatra w przychodni określiła ją mianem "pączka w lukrze" i uważam, że ten opis pasuje do niej jak żaden inny :) Jest naprawdę kształtna, ma śliczną cerę, mnóstwo loków na główce i prześliczne niebieskie oczka. Wygląda jak 2 miesięczne odżywione niemowlę. Jest naprawdę silna, ale nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy i nieraz znokautuje się rączką z nos. Zarówno do karmienia jak i do usypiania musi być motana w kocyk albo pieluchę, żeby rączki jej nie przeszkadzały. Alusia lubi jeść i spać, nie lubi jedynie usypiać. Potrafi drzeć się bez opamiętania mimo noszenia i szeptania czułych słówek. Wszyscy są szczęśliwi (zwłaszcza sąsiedzi) gdy mała zaśnie przy karmieniu, ale ja mam wtedy wyrzuty sumienia, bo nie zawsze uda się ją "odbić". Przyznam, że moim marzeniem po lekturze "Języka niemowląt" było usypianie dziecka w łóżeczku, ale udaje się to naprawdę bardzo rzadko. Póki co radzimy sobie jak możemy. Nieraz maratony usypiania (głównie wieczorne) trwają kilka godzin, w czasie których mała opróżnia obie piersi (nieraz dwukrotnie) i zalicza tylko krótkie momenty przysypiania przy piersi by po chwili rozryczeć się już po przeniesieniu do łóżeczka. W tych momentach z regóły puszczają mi nerwy i mam ochotę płakac. Koło północy mam już tak wymęczone i puste piersi, że ładujemy w dziecko butlę i po tym w końcu zasypia. Za to po takiej męczarni wiemy, że mamy całą noc dla siebie, bo mała przesypia minimum 6h.

Muszę się przyzwyczaić, że od tej pory moje (nasze) życie będzie jedną wielką sinusoidą - raz lepiej, raz gorzej. Sielanka ostatnich lat za bardzo mnie rozpieściła i pierwsze tygodnie z Małą były dla mnie cięzkim wyzwaniem. Podejrzewałam nawet u siebie depresję poporodową, ale to chyba było winą chormonów i mojego stanu fizycznego. Trudno było cieszyć się z dziecka które ciągle płakało, podczas gdy ja nie za bardzo jeszcze miałam czym je nakarmić i byłam zbyt obolała, żeby samodzielnie siedzieć. Teraz już jest o wiele lepiej zarówno fizycznie jak i psychocznie, czego zasługą jest ogromne wsparcie mojego Małżona i pomoc mojej mamy, ale o tym innym razem :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz