Strony

środa, 27 czerwca 2012

unplugged

Dziś miało nie być prądu od 9 rano do 15. Niby 6 godzin tylko, ale jak się ma małe dziecko karmione z butli, do tego samemu się odciąga pokarm, to już sytuacja wygląda mniej wesoło. Rano się odciągnełam, nagotowałam michę wody (do mycia butelek), przygotowałam wrzątek w 3 termosach (dla małej i dla mnie) i nawet napuściłam wielką michę wody w łazience (bo za brakiem prądu mógł iść brak wody). Z czystym sumieniem poszłam ponownie w kimę o 9. Otwieram oko o 9:15, prund jest. Odtwieram drugie oko o 10, prund nadal jest. Prund jest do tej pory i nic nie zapowiada, że go zabraknie. Tak więc albo źle odczytałam datę na tej malutkiej karteluszcze wiszącej na latarni na sąsiedniej ulicy, albo ta kartka wisi tam już od roku... >.> Pójdę po popłudniu na spacer, to doczytam.

Poranek minął pod znakiem kupy, która była WSZĘDZIE! Masakra! Kupa trafiła akurat w pieluchę tetrową, bo mi się wydawało, że Małżon już wczoraj wieczorem jakąś niespodziankę odebrał i będzie spokój przez 2 dni. Więc się nie przejęłam tym niewinnym bączkiem i pozwoliłam Dzidziulince kitrasić się z kupskiem na tyłku jeszcze godzinę :D Uff, jak to dobrze, że jest prąd i woda :D

1 komentarz: