Strony

wtorek, 3 lipca 2012

malymi kroczkami do windy

Kiedyś oglądałam taki film z Nicolsonem, nie pamiętam tytułu. Grał faceta który bał się otwartych przestrzeni, nawet na klatkę schodową nie wychodził zbyt często, a jeśli już wychodził, to mamrotał swoje "małymi kroczkami do windy". Może ja też tak powinnam ,bo najwyraźniej chcę za dużo i za szybko, ignorując fakt, że na niektóre rzeczy trzeba zwyczajnie czasu i cierpliwości. Będąc w ciąży wyobrażałam sobie, jak cudownie będzie chodzić z dzieckiem na spacerki do parku, siedzieć na kocyku, pokazywać małej świat. Pierwsze ciężkie miesiące sprawiły, że odłożyłam to marzenie na półkę rzeczy nierealnych, bo jak tu z takim rozdartym dzieckiem wychodzić na dłużej?
Tymczasem wczoraj stał się mój mały cód i poszłyśmy na dwugodzinny spacer, w czasie którego Dzidziulinka zaliczyła dwie drzemki, przewijanie na kocyku w parku, karmienie, oglądanie krzaczków i innych ludzi. I nieważne, że na kocyku spędziłyśmy tylko 15 minut, bo potem obsiadły nas komary, a do domu wróciłam z kleszczem na nodze :P Uważam, że mam przecudowne dziecko!

1 komentarz:

  1. przecudowna fakt :D a kleszcza nie zazdroszczę ;O jeszcze nigdy ów paskudztwa nie załapałam i mam nadzieję że nie załapie ;)

    OdpowiedzUsuń