Strony

poniedziałek, 2 lipca 2012

obcy w moim domu

Tak dawno nie pisałam, a tyle się ostatnio wydarzyło, że sama nie wiem od czego zacząć. Ciągle gdzieś jeżdzimy, kogoś odwiedzamy. Mała do tej pory nie przejmowała sie obcymi - u mnie w pracy koleżanki przekazywały ją sobie z rąk do rąk a ona nawet jednej łzy nie uroniła. Tymczasem od niedawna każdy poza mamą i tatą doprowadza dziecko do chisterii. Każde odwiedziny u dziadków lub znajomych przebiegają w rytm wycia Aluni. Kiepsko, tymbardziej, że obcych będzie przybywać. W najbliższym czasie przez nasz dom przewinie się kilka kandydatek na nanie (pierwsza już jutro). Mam nadzieję, że na własnym terenie Alunia będzie czuła się bardziej pewnie i obejdzie się bez płaczu.

Wracając do ostatnich dni przepełnionych nowymi wrażeniami (będzie w ekspresowym skrócie):

W czwartek odwiedziliśmy magenisiową mamę. Spotkaliśmy sięcałymi rodzinkami i trochę odświerzyliśmy znajomość. Wiele się zmieniło przez te kilka lat od naszego ostatniego spotkania. Im przybył drugi dzieciak i ósmy (!) kot (musiałam uważać gdzie nogi stawiam :D) nam przybyła tylko jedna pociecha, za to robiąca hałasu za dwoje :D Byłam oczarowana Mikołajkiem - grzeczny chłopiec, uśmiechnięty, przywitał się jak należy, podał rękę, a jak Daniel płakał przynosił mu zabawkę i pieluszkę! To że jest takim cudnym chłopcem jest zasługą ciężkiej pracy rodziców, ale aż miło popatrzeć, jakie są efekty tego wysiłku. Natomiast pierwsza "randka" Ali i Daniela nie wypadła zbyt pomyślnie, darli się naprzemiennie coraz to głośniej (Ala dlatego, że dużo obcych rzeczy, a Daniel dlatego, że Ala płakała), Mikołaj oglądał bajki, dorośli starali się usłyszeć wzajemnie poprzez płacz dzieci, a koty znosiły cały ten hałas z iście stoickim spokojem - przetrwały małego Mikołaka, a teraz będą musiały przetrwać jeszcze Daniela :P Dostałam namiar na sprawdzoną rehabilitantke i w środę idziemy pokazać jej nasze wzmożone napięcie mięśniowe (które nie rozeszło się po kościach przez 4 miesiące ;/ )

Nie wiem co było w piątek. Czarna dziura...

W sobotę odwiedziliśmy mojego brata ciotecznego z okazji urodzin jego 2-letniego synka. Znów było dużo nowych twarzy które denerwowały Dzidziulinkę, a czarę goryczy przelała moja chrzestna, która wzięła Małą na ręce. Było 3 chłopców w wieku ok 2 latek i ich rodzice. Było trochę "buraczanie" :P Czuliśmy się w tym towarzystwie zupełnie jak Alunia :P (i nie było obiadu, a pojechaliśmy głodni, snif...)

W niedzielę pojechaliśmy na działkę do teściów. Dawno ich nie widzieliśmy i odbiło się to na zachowaniu Aluni, która znów w ryk! Na szczęście spędziliśmy tam prawie cały dzień i Dzidziulinka po kilku godzinach i dwóch drzemkach dała się nawet potrzymać dziadkom na rękach. Był długi spacer, habry wydarte z pola żyta, szaszłyki z kurczaka i ananasa i mini basem w mini pontonie dla Aluni :D I było cholernie gorąco, wszyscy latali w kostiumach kąpielowych, a ja jedyna w spodniach i bluzce, bo ciągle nie podobam się sobie po ciąży i nie chcę degustować otoczenia...


Za to dziecko mam jak z obrazka :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz