Małżon podzielił się dziś ze mną swoją obawą. Jak się chwilę zastanowiłam, to obawa zaczęła mi się wydawać jak najbardziej słuszna. Dotyczy ona mianowicie dźwieków jakie wydaje nasze dziecko. Dzidziulinka w zasadzie nie guga, nie gaworzy. Nasze dziecko wydaje z siebie dźwieki jednostajnym strumieniem z chwilą obudzenia aż do chwili odpłynięcia w sen, ale nie jest to język niemowlaka jaki kojarzę u innych dzieci. Dzidziulinka jęczy, marudzi, piszczy, skrzeczy, wszystko tonem skrajnie zirytowanym, który aż prosi się o akompaniament w postaci tupania nóżką. Marudzi gdy je, gdy nie je, gdy ćwiczymy i przewijamy ją, przebieraniu towarzyszy przyrost decybeli, a apogeum przeżywamy gdy kładziemy Małą spać. Jak ma dobry humor dźwiękom towarzyszy ślina w ilościach zatrważających :)
Po całym dniu głowa już od tego pęka. Mam też coraz bardziej dosyć tłumacze postronnym, że moje dziecko nie jest głodne ani zmęczone, ten model po prostu tak ma i już.
Obawa brzmi: czy nasze dziecko zacznie kiedykolwiek normalnie mówić? Czy tylko będzie krzyczeć zirytowana królewna i pokazywać palcem co jej potrzeba? :/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz