Strony

wtorek, 24 lipca 2012

refleksja architektoniczna

Ogłądamy te mieszkania i ogłądamy i jeden nam się nasuwa wniosek: teraz już tak nie budują jak kiedyś. Przeżyliśmy dziś szok błądząc po bloku z 2002 roku. Blok w kształcie litery U. Najpierw wejście przez bramę na coś co się niby nazywa patio i tu dwa rzędy schodów które prowadzą dopiero do właściwego bloku. Oczywiście nigdzie nie widać windy ani podjadów dla wózków. Nie ma nawet co marzyć o zostawieniu wózka na samym dole, bo mimo iż przestrzeń wolna jest, to jest w większości niezadaszona, a od ulicy dzieli ją tylko żelazna brama ;/ Potem kilkadziesiąt metrów długim i ciemnym korytarzem do wewnętrznej klatki schodowej, czyli wielkiego pomieszczenia o boku kilkunastu metrów wysokiego na kilka pięter, pośrodku którego wyrastają sobie schody do nieba. Takiego marnotrastwa przestrzeni już dawno nie widziałam. Okazało się, iż są to jedyne schody prowadzące na wyższe piętra, a po ich pokonaniu znów przemierzaliśmy długi i ciemny korytarz, którego koniec ginął w mroku, a po obu stronach przewijały się drzwi do mieszkań. Ale prawdziwy szok przeżyliśmy w mieszkaniu, które może i ładnie wykończone, ale za to widok ze wszystkich okien skierowanych do wnętrza naszej literki U był na hektar papy w dole - chyba dach garażu podziemnego. I mimo bardzo dobrej lokalizacji i atrakcyjnej ceny uciekliśmy stamtąd czym prędzej. Zastanawiam się ile developer dał za ten projekt urągający wszelkim standardom, o dobrym smaku i użyteczności nie wspomnę, oraz gdzie znalazł naiwniaków na swoje mieszkania.

Widzieliśmy dziś za to 50 metrowe mieszkanko, które mimo wyższej ceny i lokalizacji, której nigdy nie braliśmy w ogóle pod uwagę, poddajemy głębokiemu rozważaniu. Mieszkanko w bloku z cegły z lat 90-tych, dwupokojowe, wykończone już w wysokim standardzie (tylko blat w kuchni do wymiany, bo ktoś się zupełnie nie znał jak go robił) na pierwszym piętrze, na bardzo ładnym i cichym osiedlu niskich bloków. Kredyt jak nic na całe życie. Ale chyba się opłaca. Jutro kolejne 2 mieszkanka.

Poza tym trwa wielkie pakowanie i pranie przed środowym wyjazdem nad morze. Połowa wielkiej torby to ciuchy Dzidziulinki :/ chyba przesadziłam w ilością, ale biorę pod uwagę niestałość pogody i tempo w jakim Mała na wszystko ulewa. Jeszcze wózek, mata, nasze szpargały, jakieś zabawki dla Małej... dobrze, że bierzemy samochód z pracy Małżona, bo nasz Peugeocik by tego nie przeżył :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz