Jutro pierwszy dzień w pracy po 10 miesiącach nieobecności.
Co dziwne wcale nie mam tremy, boję się co najwyżej, że zaśpię :D Wracam do mojego starego znanego cyrku, gdzie czekają na mnie moje stare znane małpy. Wiem, że nie będzie tygodnia abym nie wróciła do domu chociaż raz sfrustrowana, wkurzona, zdołowana popełnianymi przeze mnie błędami wynikającymi z nadmiaru obowiązków i dobita perfekcyjnym umysłem mojej szefowej, która autentycznie pamięta wszystko! Codziennie będę wstawała jak zombie i wracała zmęczona. Jednym słowem - będę znów robiła to, co większość ludzi na tym świecie robi. Ale cieszę się jak diabli bo:
- będę miała szansę zatęsknić za moją pociechą i jeszcze mocniej ją pokochać
- będę robiła to co lubię i umiem z ludźmi, którzy są dla mnie inspiracją, mobilizacją i między którymi dobrze się czuję
- będę się rozwijać zawodowo i odkurzę trochę swój mózg
- moja szefowa zapewniła mi naprawdę dobre warunki do powrotu - podwyżkę, w środy pracę w domu, godzinę późniejsze przyjście z racji karmienia piersią. Przez cały macierzyński interesowała się moim stanem fizycznym i psychicznym. Dopytywała się, czy na pewno wracam i prosiła, żebym wróciła jak najszybciej. To bardzo miłe uczucie, być gdzieś potrzebną i docenianą.
- przyniosę do domciu konkretne pieniądze - może to przyziemne, ale chciałaby aby mojej rodzinie niczego nie brakowało i żebyśmy nie musieli odmawiać sobie prostych przyjemności. Chciałabym w niedługiej przyszłości zamienić nasze 30 metrów na coś z oddzielnym pokoikiem dla Młodej, pracownią komputerową i wielkim wygodnym małżeńskim łożem :D
O Alunię jestem spokojna. Jest naprawdę cudowną istotką, przewidywalną i łatwą w obsłudze :) Ciocia Marzenka była zaskoczona tym, jak bardzo uporządkowany jest nasz dzień. Nie powinna mieć z Alunią najmniejszych problemów. Będę jej bardzo wdzięczna, jeśli uda jej się przestawić Młodą na dwie ponadgodzinne drzemki dziennie tak jak to planuje. Póki co jestem też spokojna o naszą Ciocię :)
O Małżona też się nie martwię. Będzie miał okazję spędzić trochę więcej czasu sam na sam z Dzidziulinką. Wiem, że da radę. Jest cudownym tatą, zupełnie innym niż mój. Będzie musiał co najwyżej trochę ruszyć łepetyną od czasu do czasu, a nie przychodzić na gotowe.
O siebie też się w sumie nie boję. Wiem, że powrót do pracy zadziała na mnie mobilizująco. Nie jestem stworzona do siedzenia w domu jako pełnoetatowa matka i żona. Wiem, że dam radę połączyć obowiązki matki, żony i (z braku lepszego określenia, haha) kobiety sukcesu :D Najwyżej odpuszczę sobie niektóre pierdoły, wrzucę na luz, zatrudnię sprzątaczkę, obiadki będę jadła w pracy, a te dla męża będę podbierać teściowej i mamie :D Nikomu niczego nie zabraknie :)
Cieszę się także, bo teraz każdego dnia ktoś będzie na mnie w domu czekał i przywita mnie radosnym szczebiotem :D Cieszę się jak nie wiem co!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz