No więc w domu nie da się pracować o wiele bardziej, gdy pod nogami plącze się Dzidziulinka. Mimo iż rano Młodą zajmował się Małżon, a od 13 przyszła Ciocia Marzenka popracowałam niewiele. A ja naiwna wyobrażałam sobie przed porodem, że założę własną działalność gospodarczą i pogodzę pracę z macierzyństwem. HAHAHA!
Tak więc siedzę teraz popijając coś o smaku cappucino (mam nadzieję, że to nie z Czech) i staram się zrobić to, czego nie zrobiłam przez cały dzień :D Bo ja mimo wszystko obowiązkowa jestem, tylko nie zawsze okoliczności sprzyjają...
Yo, wazzup dude!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz