Strony

niedziela, 14 października 2012

uwaga - narzekam

Dni lecą jak szalone, łapię się na tym, że myślę o wydarzeniach sprzed dwóch dni jakby miały miejsce w zamierzchłej przeszłości i muszę się kilka razy upewnić, przeliczyć, że to były tylko dwa dni. Dom - praca- dom - praca - weekend z Dzidziulinką, czasem też z Małżonem - pranie - sprzątanie - gotowanie - drugi etat po godzinach - północ nie wiedzieć skąd - gleb na wyrko. I tak cały czas. Miewam momenty zawieszenia, których nigdy wcześniej nie miałam. Nagle zdaję sobie sprawę, że siedzę i gapię się w TV, Dzidziulinka gdzieś tam obok pomyka, sterta roboty czeka, a ja nie mam siły się do niczego zabrać. I już sama nie wiem, czy to jesienne przesilenie, czy też moje obroty tak zwolniły na macierzyńskim, że już zapomniały co to znaczy zwykły codzienny młynek. Ciągle coś odkładam, na coś nie mam siły/ochoty/czasu.

Do tego nie podobam się sobie. Wolałam siebie sprzed ślubu, kiedy to było mnie jakieś 10 kg mniej. Nie mam siły/czasu/ochoty czegoś z tym zrobić, bo jak już wszystko ogarnę i mam trochę czasu, to wolę się odmóżdżyć przed TV, niż pogimnastykować. Pofolgowałam sobie ze względu walkę o pokarm dla Dzidziulinki i teraz trudno mi się ograniczyć z jedzeniem. Nie chodzi o posiłki, chodzi o podjadanie. Mój usłużny i kochający Małżon w pierwszych miesiącach życia Aluni przynosił mi jogurciki, gdy w środku nocy karmiłam Dzidziulinkę. Nie mogę sobie przypomnieć wieczora, którego nie spędzilibyśmy przy paczce chipsów albo ciastkach. Spodnie, w które mieściłam się zaraz po porodzie teraz poszły do pudła, a ja kupiłam nowe. A najbardziej mnie wkurwia fakt, że Małżon chudnie, a ja tyję, przy takim samym spożyciu wszystkiego. I nie mogę oczekiwać żadnej motywacji z jego strony, bo jemu się ciągle, niezmiernie podobam >< Ważę tyle co on, niedawno mało się nie połamał próbując mnie podnieść z łóżka.

I dziś znów wyciągnął jakieś cholerne delicje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Skąd on to k.. bierze!? Nie jestem w stanie sama się ograniczyć, gdy tu obok zawsze coś leży i kusi! Mam nadzieje, że to wszystko przeczyta sobie jutro ze dwa razy w pracy i tym razem nic do domu nie przywlecze. Normalnie zabiorę mu kartę i sama będę robić zakupy, owoce, warzywa, pieczywko. Żadnych k.. słodyczy, bo od nich się tylko przeklina :D i k.. tyje.

4 komentarze:

  1. mam podobny problem i jedynym wyjsciem jest gimnastyka przed tv;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciebie nie słucham odkąd przyznałaś się, że nosisz 34 :P

      Usuń
    2. Dobrym wyjściem też jest "gimnastyka" w łóżku :P Przyjemne z pożytecznym!

      Usuń
  2. Solidaryzuję się z Tobą - to jest po prostu niesprawiedliwe!

    OdpowiedzUsuń