Strony

piątek, 2 listopada 2012

historie biurowe 4 - dyżurna

Nie wiem od kogo wyszedł ten pomysł, ale cała firma postanowiła, że zostaje w dniu dzisiejszym po jednej osobie na dział. Tak w razie co. Zgłosiłam się na ochotnika, bo mam mało dni urlopowych. Małżon też pracuje, a Dzidziulinka trafiła do rozradowanej babci Helci.
W firmie cisza, spokój, nikt nie biega, nie krzyczy, nie wyklina, nie szłocha po kątach. Na naszym piętrze łącznie 5 osób. Postanowiłam dzień przeznaczyć na porządki w banerach na naszą stronę, bo przez 10 miesięcy mojej nieobecności zajmował się nimi pewien osobnik od przeformatowywania reklam, który się na flashu nie zna, a na domiar złego jest leniwy. Jeśli komuś się nie ładują banery na naszej stronie, to przez tego pana!
Tymczasem już od rana z Dominiką (dziewczyną od tekstów na produkty) poprawiałam mokapy produktów do Rossmana (takie pudełka, co to udają prodykty, których jeszcze nie mamy) Potem wpadła Panika (trzecia/czwarta? w tym roku asystentka naszego prezesa; jest tu chyba od dziś, bo jej jeszcze nie widziałam :D) że gdzieś tu (8 biurek zawalonych szpargałami) leży bardzo ważna płyta z reklamą i ja mam ją "natychmiast znaleźć", bo trzeba ją zawieźć prezesowi. Przed oczami stanęła mi wizja mojego tylka malowniczo wykopanego z firmy przez samego pana Prezesa, jak to ostatnio zdarzyło się pewnemu chłopakowi, który nie potrafił znaleźć telefonu Prezesa!!! xD Płytę udało się namierzyć po półgodzinie, gdy Zz w końcu odebrała telefon w tej pięknej Hiszpanii, daleko od Eveline...
Sielanka trwała akurat na tyle dlugo bym się mogła pożywić nie dostając wrzodów. Chyba jednak za długo tej płytki szukałam, bo oto Prezes pofatygował się osobiście do firmy! I chce natychmiast zobaczyć mokapy rosyjskie, które tydzień temu wróciły z targów! Ktoś słyszał jak K-rina mówiła do Ani, żeby te mokapy gdzieś schowała, ale nikt nie wie gdzie. Z telefonami przy uszach przewróciłyśmy z Dominiką dział graficzny do góry nogami, ale na szczęście znalazłyśmy zguby w ciągu 10 minut. Ale po raz drugi w dniu dzisiejszym opracowywałam w głowie plan awaryjny na wypadek utraty pracy.
Po 10 minutach Dominika wróciła i odłożyła pudło z mokapami na miejsce mówiąc, że Prezes dostał szału jak zobaczył pustą firmę, urlopy uważa za samowolkę i kazał dziewczynom z sekretariatu kserować wnioski urlopowe nieobecnych.
Ja pierdzielę! Zastanawiam się, czy nie poinformować o sytuacji moich Ogrów, ale przecież to nic i tak nie zmieni, a po co się mają biedni stresować przez weekend.

4 komentarze:

  1. O żesz ale pięknie ! No tak, Prezesy nie mają co robić w dłuugi weekend tylko szukać bogu ducha winnych i wymyślać różniste problemy... Moja wspomniana Dyrcia już dzisiaj 2 razy dzwoniła, że coś nie zrobione, że jak to tak itp... A potem gadają, że 70% polskich pracowników jest zestresowanych. Jak tu nie być jak na każdym kroku Ci ktoś z góry wsadza nos i stresuje...

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, ale szaleństwo. Prezes widać krótko trzyma pracowników:/

    OdpowiedzUsuń
  3. to jak u mnie w nowej pracy... ja o 2 w nocy szukałam hotelu ...;/

    OdpowiedzUsuń