Strony

piątek, 26 kwietnia 2013

zje...chana

Dziś praca w mojej firmie osiągnęła wyższe poziomy absurdu :) Były latające przez całą salę konferencyjną kartoniki (na szczęście puste i nie we mnie) i obietnice obcięcia premii. Kolejny raz przekonałam się, że najmniej myślą i robią ci co najwięcej zarabiają, a najbardziej obrywa się tym, którzy wykonują ich durne polecenia. Że stanowista dyrektorskie zajmują totalne jełopy, które nie potrafią same butów zawiązać, nie mówiąc już o przekazania rzetelnych informacji swoim podwładnym. Przypomniałam sobie, że nie potrafię pracować pod presją, że włącza mi się agresor gdy z powodu nawału roboty pierwszy posiłek jem koło południa, że zaczynam ironizować, gdy ktoś co 5 minut dopytuje się, czy zrobiłam już to, co normalnemu śmiertelnikowi zajmuje więcej niż 3 godziny. Zastanawiam się też, jak moja szefowa wytrzymuje z prezesem od 7-8 lat. Doszłam do wniosku, że jej pensja musi być na tyle wysoka, by po odjęciu kosztów psychoterapii, leków uspokajających i zabiegów relaksujących co drugi dzień zostało jej jeszcze sporo na dość dostatnie życie. O naszym prezesie krążą już w Polsce legendy. Ostatnio nawet obchodzi się bez asystentki, bo skończyły się kandydatki :D

Motto na dziś: "Rzeczy niemożliwe załatwiamy od ręki, na cuda trzeba trochę poczekać."

1 komentarz:

  1. Współczuję... Pomyśl, w jakim napięciu żyje on, że wywiera na Was taką presję.

    OdpowiedzUsuń