Strony

czwartek, 27 czerwca 2013

chyba wyrzucą mnie z pracy

A cała historia wyglądała tak:
Rano pojechałam do pracy, wzięłam samochód, przedostałam się zakorkowanymi obrzeżami Wawy do drukarni. Tam nasiedziałam się do godziny 13, nie akceptując ostatecznie wydruku, bo tekst był zupełnie nieczytelny. Wróciłam do pracy po 14 i przez ponad godzinę bawiłam się w głuchy telefon pomiędzy szefową, działem zaopatrzenia, drukarnią, szefową kolorówki, próbując ustalić jakiś plan działania, żeby ten projekt zmienić i żeby jeszcze nie stracić terminu w drukarni. O 15:30 drukarnia ostatecznie zakomunikowała, że jeśli nie przyjadę teraz natychmiast i nie zaakceptuję projektu po zmianach, to dupa blada, następny termin druku za dwa tygodnie. Szefowa oczywiście robiła oczy kota ze Szreka, grała na moim poczuciu obowiązku i winy (bo jeśli nie pojadę ja, to ktoś inny będzie musiał), ale ja wiedząc, że Ala jest pod opieką niani, a Małżon pracuje do 22, pierwszy raz w życiu byłam nieugięta. A gdy usłyszałam, że "muszę" to zasłoniłam się kodeksem pracy. Ostatecznie udało mi się namówić szefową kolorówki, bo to jej najbardziej zależało na terminie. Wyszła o 15:40, a o 16:05 rozpętała się awantura, bo ktoś z dyrekcji zauważył jej nieobecność i zaczął dociekać czemu wykonuje prace, która nie leży w zakresie jej obowiązków... Zastanawiam się, czy jutro nie zostanę poproszona na poważną rozmowę w kontekście mojego stosunku do pracy :/
Ogólnie w firmie panuje przekonanie, że skoro pracuje się do 16, to nie wypada wychodzić przed 17 :/ Od kiedy w domu zawsze czeka na mnie Ala, wyłamuję się z tego systemu notorycznie. Po dzisiejszej akcji koledzy zapewne nie pozostawią na mnie suchej nitki. Będą docinki i długie uzewnętrznianie swoich żali za moimi plecami. To, że dają się robić w wała to naprawdę ich indywidualna sprawa. Jestem zdania, że należy jasno wyznaczyć granice i się ich trzymać, bo inaczej wszyscy gotowi są wleźć ci na głowę. Pracy jest tyle, że naprawdę można by w tej robocie siedzieć i po naście godzin. Wolę inwestować czas i emocje w moją córkę, bo pracodawca nigdy tego nie doceni.

5 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że chociaż płacą za te nadgodziny.
    Zrobiłabym tak, jak Ty ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem, jak dodać Ci otuchy... Chyba najważniejsze, to być w zgodzie ze sobą, reszta wtedy przychodzi sama. "Bądź zmianą, którą chcesz widzieć w świecie". Ghandi

    OdpowiedzUsuń
  3. O rany, ja odkąd jest Anti korzystam w pracy ze wszystkich możliwych przywilejów, który przysługują przy dziecku poniżej 4lat, podpisałam na to papiery i w nosie mam. Ciekawa jestem jak się dalej potoczyła Twoja historia? Mam nadzieję, że jednak zrozumieli... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń