Takiego tygodnia potrzebowałam, by na nowo odkryć moją rodzinkę.
Alunia - słów mi brak do opisania, jak cudowne dziecko nam się trafiło! Jakby się uparła wynagrodzić nam poprzedni trudny rok. Zaliczyła chyba kolejny skok rozwojowy. Pozytywnie zaskoczyła nas w czasie podróży w obie strony. Dotychczas podróże z marudzącym dzieckiem były blokadą przed wyjeżdżaniem gdziekolwiek dalej, ale najwyraźniej ten problem mamy już za sobą. Alunia potrafi grzecznie siedzieć, interesować się wszystkim dookoła, bawić książeczkami, zabawkami. Jak na dziecko które "na wolności" nie usiedzi nawet chwili spędzała 6h w samochodzie wręcz wzorowo. Bardzo poszerzyło jej się słownictwo, a wcześniejsze bełkotania nabrały w końcu znaczenia. Dla potomności notuję, jak prezentuje się słownik naszego dziecka w wieku prawie 16 miesięcy:
ciasio - ciastko
pisiu - piciu
amamama - am am (czyli jedzonko)
nie - wyrażone tonem piskliwym połączone z ruchem odpychającym :)
ciaa - czaś, czyli głaskanie
baaaba - żaba :D
paaa- w zalezności od kontekstu pan, pani, parasol :D
popopo - hipopotam
papapa - łopatka
Jest tego pewnie więcej, ale mój mózg zalała fala kataru i nie jestem w stanie więcej z niego wyciągnąć, na tę chwilę...
Dzidziulinka śpiewa cały czas. Jest to nie do opisania. Bawi się i śpiewa rożne sylaby do zasłyszanych melodii. Coraz to wyłapujemy nowe znane melodie z piosenek, które jej śpiewamy. W czasie naszego urlopu repertuar znacznie się poszerzył :) Fizycznie też bardzo dużo się zmieniło. Dzidziulinka potrafi podbiec do mnie i za rękę zaprowadzić do zabawek. Uwielbia tarzać się i tarmosić (głównie z Małżonem). Dziadek pokazał jej ostatnio fikołka (tzn zarzucił nią na kanapie) i o zgrozo Młoda próbowała potem powtórzyć tę sztuczkę sama oO. Dziś wtykała dużą wtyczkę typu "jack" w gniazdo! Rączka się jeszcze chwiała, ale udało się i to kilka razy!
I na koniec jeszcze kilka fotek znad morza. Dla Dzidziulinki bezkresna piaskownica pełna muszelek, patyczków i kamyczków to osobisty raj. Na widok fal dostała kociokwiku, dosłownie szalała z radości tupiąc i piszcząc gdy zbliżała się kolejna fala. W większości wypadków udawało mi się utrzymać ją za ubranie (za rączkę nie chciała za nic na świecie, więc trzymałam ją za ubranie na plecach) ale i tak wystarczyła chwila nieuwagi, by Dzidziulinka przeszła w tryb pełnego zanurzenia :D Trochę się bałam, że się rozchoruje (woda była lodowata), ale chyba tak się przejęłam, że ściągnęłam jej choróbsko na siebie :D Dzidziulinka ewidentnie jest urodzonym morsem.
Super zdjęcia - Ala z tatą, krokodylem i łopatką rządzi XD
OdpowiedzUsuńGuu