Mam w torbie wpis ze szpitala, czekamy już tylko na Małżona, który ma nas odebrać po pracy. Ogarniemy się w domu i spadamy do moich rodziców wyściskać Alę :)
RSV przegrał z odpornością UIi. Inhalowaliśmy, klepaliśmy, wyciągaliśmy gluty, żeby tej malej istotce pomóc. Wszystkie te zabiegi sprawiły, że już wczoraj nie miała kataru, a kaszel pojawiał się tylko kilka razy na dobę po klepaniu. Nie pisałam, żeby nie zapeszyć.
Mimo pierwszego szoku i nocowania na korytarzu pobyt w tym szpitalu uważam za bardzo przyjemny. Cały personel jest niesamowicie miły, nie usłyszałam nawet jednego nieprzyjemnego słowa. Ulcia była badana kilka razy dziennie, przychodziły panie rehabilitantki na oklepywanie, wszędzie czysto, schludnie i fachowo. Przy każdym łóżeczku rozkładany fotel dla rodzica. Do pełni szczęścia brakowało tylko posiłków dla opiekunów dzieci, bo w tym nowym skrzydle nie przewidziano żadnego bufetu ani nawet automatu z napojami. Dla rodziców którzy non stop pilnują niemowlaków i nie mogę pójść do sklepu bywało to przykrym utrudnieniem, ale wszyscy jakoś sobie radzą.
Nie mogę się już doczekać wyjścia na dwór :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz