Wkurzył mnie wczoraj pewien pan pchający się na światło dzienne ze swoją bzdurną teorią bruzdy. Niektórym to chyba zwyczajnie przeszkadza cudze szczęście, bo już naprawdę nie znajduję innego uzasadnienia. Najlepiej zgnoić, ośmieszyć, zmieszać z błotem, odrzeć z godności, zanegować prawo do istnienia. A przecież dwoje ludzi poświęciło wiele, by dziecko przyszło na świat. Poświęcili czas, zdrowie, nerwy, ogromne ilości pieniędzy. Te dzieci są naprawdę wyczekane, upragnione, kochane. Są dla rodziców całym światem, radością i nadzieją na pogodną przyszłość.
Życie jest święte, reszta to tylko bożki ze złota i drogich kamieni.
wtorek, 26 lutego 2013
poniedziałek, 25 lutego 2013
niedziela, 24 lutego 2013
urodzinowo (part 1)
Mieliśmy dziś mini urodzinowe party Aluni z rodzinką Małżona. Moja mam jest o operacji rekonstrukcji tego-czegoś-w-uchu-dzięki-czemu-słyszy i nie wolno jej się przeziębić, więc unika ludzi jeszcze przez 2-3 tygodnie. Dlatego świętowanie urodzin musimy rozbić na dwie tury. Ale i tak było gwarno i wesoło. Alunia nienawykła do tak licznego towarzystwa musiała walczyć o zabawki z dwiema siostrami ciotecznymi, które są o niebo bardziej oblatane w wyrywaniu sobie zabawek. Ala kilka razy musiała bezceremonialnie przesunąć którąś za włosy, żeby dostać się do zabawki :P Może będzie trochę bardziej konsekwentna w dążeniu do celu, niż mamusia. Ćwicz moje dziecię, ćwicz! Life is brutal :D
Załączyłabym zdjęcia, ale nie wiem gdzie się podział mój czytnik kart SSD :/
Oprócz niego nie mogę też namierzyć sukieneczki z biedroneczką, którą uprałam jeszcze w kawalerce, żeby Alunia miała na urodziny. Ale to i tak nic w porównaniu ze zgubionym 3 lata temu podczas poprzedniej przeprowadzki SKANEREM! oO
*dłuższa chwila nieobecności*
Dobra, wygrzebałam ten czytnik z samego dna graciarnio-suszarni, w jaką zamieniliśmy tymczasowo przyszły pokoik Ali. Oto dumna jubilatka!
Załączyłabym zdjęcia, ale nie wiem gdzie się podział mój czytnik kart SSD :/
Oprócz niego nie mogę też namierzyć sukieneczki z biedroneczką, którą uprałam jeszcze w kawalerce, żeby Alunia miała na urodziny. Ale to i tak nic w porównaniu ze zgubionym 3 lata temu podczas poprzedniej przeprowadzki SKANEREM! oO
*dłuższa chwila nieobecności*
Dobra, wygrzebałam ten czytnik z samego dna graciarnio-suszarni, w jaką zamieniliśmy tymczasowo przyszły pokoik Ali. Oto dumna jubilatka!
piątek, 22 lutego 2013
żyję...
... i mam się całkiem dobrze zważywszy na fakt, że w tym tygodniu chodziłam spać koło drugiej, a każdą wolną chwilę spędzałam na rozpakowywaniu pudeł po przeprowadzce albo przygotowywaniu prac dla mojego trzeciego w kolejności dostarczyciela środków do życia i bezsennych nocy. A dziś po wysłanu w końcu wszystkich ilustracji dostałam radosnego maila, iż w przyszłym tygodniu będzie jeszcze dokładka! Więc muszę cieszyć się spokojem i wolnymi wieczorami przez weekend. Dziś uwalimy się we trójkę na naszym nowiusim dywaniku w naszym prawie nowiusim salonie i obejrzymy Batmana na naszym totlanie nowiusim TV :D Muszę Wam w wolnej chwili napisać o naszym TV... i historię piekarnika, która powoli ewoluuje w historię kuchni. I o dmuchanym co wieczór materacu. I o za krótkich drzwiach też Wam napiszę, tak dla potomności. Tak, tak, nasze mieszkanko z dnia na dzień jest coraz bardziej "nasze", ale pewne mankamenty które jak zwykle wyszły w "praniu" sprawiają, że czujemy się w nim nadal jak w niedopasowanym ubraniu. Trzeba wprowadzić kilka poprawek, a niektóre elementy uszyć od nowa :D Ale o tym napiszę w innym poście. Póki co walczę ze sobą, żeby dotrwać do tej 16 w pozycji pionowej.. ale biurko wydaje się być komfortowe jak poduszka...
środa, 20 lutego 2013
przeprowadzka
No i stało się! 16go lutego (w sobotę) wreszcie przewieźliśmy się na nowe. To był dłuuugaśny dzień. Alunię wywieźliśmy do niani do domu żeby nam nie "pomagała" w przeprowadzce. Mieliśmy obawy jak to Ona się będzie czuła u kogoś obcego w domu (znaczy Niania nie obca, ale wiecie, obcy teren, dzieci Niani itp...) Ledwo Młoda weszła tam do domku (domek chyba z 300 m^2), ja zostałem wypakować wózek z samochodu i przez drzwi słyszę piski radości! Okazało się, że u nich jest piesio, milutka coker spanielka :) Alunia wniebowzięta!
Chwilkę z nią posiedzieliśmy żeby się oswoiła z otoczeniem (niewiele trzeba było), i zabraliśmy się do roboty. Na szczęście mebli prawie nie trzeba było wozić (to co było w kawalerce zostało, raptem jakieś 2 komody). Łóżko było zawiezione już wcześniej, tylko łóżeczko Aluni trzeba było spakować, na szczęście zmieściło się w kombi bez rozkładania.
Parę kursów, 2 tony rzeczy (swoją drogą to graty chowane w szafie chyba się rozmnażają...) i ok godz 16 mogliśmy powiedzieć, że jesteśmy na nowym. Co prawda pokoik "Ali" na razie służy za graciarnię wszystkiego, co jeszcze nie rozpakowane, a ja od niedzieli zwożę jeszcze pozostałości z kawalerki, ale już mieszkamy i dobrze nam tu.
Ala już biega po korytarzu, między pokojami i wszędzie gdzie się tylko da, czego wynikiem jest piękny guz na czole... (nie wyrobiła się w drzwi!)
Nie miała najmniejszych problemów z aklimatyzacją, a nawet przyznam, że od przeprowadzki dużo lepiej śpi (może dlatego, że chwilowo żadne zębiska już chyba nie idą...).
P.S.Jak Szanowna Pani Penelopka zgra to może wrzuci kilka fotek żeby pokazać jak nasze nowe gniazdko wygląda. (piszę "nowe" chociaż budynek jest z 1985r. ;)
Chwilkę z nią posiedzieliśmy żeby się oswoiła z otoczeniem (niewiele trzeba było), i zabraliśmy się do roboty. Na szczęście mebli prawie nie trzeba było wozić (to co było w kawalerce zostało, raptem jakieś 2 komody). Łóżko było zawiezione już wcześniej, tylko łóżeczko Aluni trzeba było spakować, na szczęście zmieściło się w kombi bez rozkładania.
Parę kursów, 2 tony rzeczy (swoją drogą to graty chowane w szafie chyba się rozmnażają...) i ok godz 16 mogliśmy powiedzieć, że jesteśmy na nowym. Co prawda pokoik "Ali" na razie służy za graciarnię wszystkiego, co jeszcze nie rozpakowane, a ja od niedzieli zwożę jeszcze pozostałości z kawalerki, ale już mieszkamy i dobrze nam tu.
Ala już biega po korytarzu, między pokojami i wszędzie gdzie się tylko da, czego wynikiem jest piękny guz na czole... (nie wyrobiła się w drzwi!)
Nie miała najmniejszych problemów z aklimatyzacją, a nawet przyznam, że od przeprowadzki dużo lepiej śpi (może dlatego, że chwilowo żadne zębiska już chyba nie idą...).
P.S.Jak Szanowna Pani Penelopka zgra to może wrzuci kilka fotek żeby pokazać jak nasze nowe gniazdko wygląda. (piszę "nowe" chociaż budynek jest z 1985r. ;)
wtorek, 12 lutego 2013
na tapczanie siedzi leń...
Wjeżdzam wczoraj na parking przed firmą i oczom moim ukazuje się złom kolegi grafika-od-przeformatowywania-reklam zaparkowany na moim miejscu. Kolega był na urlopie tydzień i przez ten czas jego miejsce posłużyło komuś za tymczasowy skład śniegu. Ale to chyba nie powód, żeby zajmować cudze miejsce. Wkurzyłam się, pojechałam na drugi parking dwie działki dalej, zaparkowałam na szarym końcu i podreptałam do pracy. W międzyczasie wypytałam kogo trzeba o system odśnieżania parkingu i osoby za to odpowiedzialne. Zanim doszłam do drzwi działu graficznego połowa firmy wiedziała już o chaniebnym zachowaniu kolegi, ale nikogo to jakoś nie zdziwiło, bo ten typ tak ma. "Pierwszy dżentelmen działu graficznego" jak to ktoś określił :) No i faktycznie tak ma, bo w rozmowie ze mną ani razu nie wyraził skruchy, wręcz czuł się urażony, że mu uwagę zwracam, a przez cały dzień nie zadzwonił w sprawie odśnieżenia swojego miejsca. A ja stwierdziłam, że nie będę tego za niego robić.
A dziś rano powtórka z rozrywki! I jeszcze mnie bezczelny pyta "Jak zaparkowałaś? Udało się?" Kur.. chyba musiałabym na boku stanąć! Zagroziłam mu spuszczeniem powietrza z opon, jesli jeszcze raz tak zrobi. Dałam mu telefon do ręki i kazałam kręcić do Sławka odpowiedzialnego za cały nasz teren i nieruchomości. Ale kolega stwierdził, że on z debilami nie będzie gadał, bo on jeszcze nigdy z nimi nic nie załatwił tak jak chciał. Wygarnęłam mu od leni i chyba już szłam spuścić mu to powietrze z opon, ale do gry włączył się Jackie Chan. Zadzwonił do Sławka, podał się za kolegę grafika-od-przeformatowywania-reklam i kazał to miejsce odśnieżyć. Obiecali dziś do końca dnia.
A nasz debilny kolega stwierdził tylko: "I Sławek się nabrał, że ty to ja? Przecież my się znamy jak łyse konie" To kur.. jeśli ich związek trwa tak długo, to czemu nie mógł do niego zadzwonić i poprosić o odśnieżenie?
A dziś rano powtórka z rozrywki! I jeszcze mnie bezczelny pyta "Jak zaparkowałaś? Udało się?" Kur.. chyba musiałabym na boku stanąć! Zagroziłam mu spuszczeniem powietrza z opon, jesli jeszcze raz tak zrobi. Dałam mu telefon do ręki i kazałam kręcić do Sławka odpowiedzialnego za cały nasz teren i nieruchomości. Ale kolega stwierdził, że on z debilami nie będzie gadał, bo on jeszcze nigdy z nimi nic nie załatwił tak jak chciał. Wygarnęłam mu od leni i chyba już szłam spuścić mu to powietrze z opon, ale do gry włączył się Jackie Chan. Zadzwonił do Sławka, podał się za kolegę grafika-od-przeformatowywania-reklam i kazał to miejsce odśnieżyć. Obiecali dziś do końca dnia.
A nasz debilny kolega stwierdził tylko: "I Sławek się nabrał, że ty to ja? Przecież my się znamy jak łyse konie" To kur.. jeśli ich związek trwa tak długo, to czemu nie mógł do niego zadzwonić i poprosić o odśnieżenie?
piątek, 8 lutego 2013
saper
Gdy już padnie, trzeba jeszcze posprzątać zabawki rozrzucone po całym pokoju. Co druga na baterie. Jedna głośniejsza od drugiej. I nigdy nie wiem, w którą stronę trzeba przestawić przełącznik, żeby nie zawyło przy poruszeniu.
Czuję się jak saper :D
Czuję się jak saper :D
środa, 6 lutego 2013
11 miesięcy
Są takie dni, że lepiej od razu strzelić sobie w łeb.
Dlatego na przekór napiszę o czymś miłym. Oto zaległy post (z tych wielu
zaległych ten jeden jest najpilniejszy i najważniejszy)
Córcia nasza ukończyła jakiś czas temu 11 miesięcy. Z dnia na dzień staje się coraz bardziej
ruchliwa, mądrzejsza i radosna. I niestety staje się perfekcyjną szantażystką
:P
Ostatnio ulubionym zajęciem jest wkładanie i wyjmowanie –
wszystkiego gdzie popadnie :D Jeśli nie mogę znaleźć smoczka, butelki albo
jakiejś zabawki to na 90% znajdę to w pudełku kartonowym z ozdobami
świątecznymi, które stoi niezamknięte w przedpokoju :D Wczoraj Dzidziulinka
dostała do zabawy garnek i miskę, żeby mogła poszerzyć horyzonty ;)
Segregowałyśmy klocki i zabawki według kolorów. Ale najciekawsza okazała się rączka
od rondelka… Pomagała w sobotę Małżonowi rozwieszać pranie, wrzucając swoje
uprane ciuszki do brodzika prysznica :D Potem wyciągnęła z brudów moją długą
koszulę nocną, która była już niezłym wyzwaniem, bo jakoś nie chciała wejść do
tego brodzika i cały czas coś wystawało. Wie, że kolorowe „obwarzanki” nakłada
się na kołeczek i potrafi to zrobić z trzema największymi. Sama nie zauważyłam
kiedy ona się tego nauczyła!
Babcia nauczyła Dzidziulinkę pokazywać, jak prababcia tupie.
Wygląda to przekomicznie: Ala podnosi prawą nogę, mało się przy tym nie
przewracając, po czym z impetem tupie nią o podłogę. Robi tak kilkakrotnie,
przemieszczając się chaotycznie po pokoju. Umie też wydawać dźwięki kolejnych zwierzątek. Do lwa i krowy doszedł
wąż, owca/baran, kruk. Wie, że samochody robią „brum brum” i potrafi
kilkanaście minut stać w oknie, żeby na nie patrzeć. Wie też, że na kotka
wołamy „kici kici”, a jak go głaszczemy robimy „czaś czaś”. Tylko kotki jakoś
nie chcą współpracować L
Wie, czego chce i co lubi. Gdy zaczynamy coś, co jej się
podoba (jeżdżenie samochodzikiem na sznurku), albo dajemy spróbować jedzonka,
następuje moment entuzjastycznej aprobaty, wyrażonej energicznym kiwnięciem
głowy i reszty ciałka. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko „ok., kontynuuj póki
nie padniesz” :D Wczoraj siedziała kilkanaście minut przed swoim grającym
żółwiem wciskając cały czas jeden przycisk z ulubioną melodyjką. Jest na tyle
kumata, że wiedziała, gdy melodyjka się zmieniała (zmienia się, gdy żółw się
poruszy) i wtedy z zawziętością przyciskała ten wybrany guzik. Gdy słyszała
ulubioną melodyjkę „dyrygowała” rączkami, albo podskakiwała siedząc :D
Z jedzeniem raczej problemów nie ma. Dzidziulinka zje ładnie
o ile jej się pośpiewa albo poczyta książeczkę. Mamy taką „książeczkę
posiłkową” w której już większość kartek sklejona jest na amen tym, co z mordki
wypadnie :D Nie ważyliśmy Młodej już od
dawna, ale na łazienkowej wadze pokazuje się 10kg. Raz na dwa dni dostaje całe
jajeczko z pomidorkiem i chlebkiem i chyba mogę śmiało stwierdzić, że to jej
ulubione danie. Poza tym jada kanapeczki z serkiem białym, powidełkami, jabłko
duszone z ryżem albo biszkoptami, moje zupki wszelakiej maści, byle z mięskiem J Duszoną jagnięcinkę z
kaszą albo ryżem. Łososia pieczonego z cytrynką. Owocki nadal wchodzą w każdych
ilościach. Gotowych słoiczków nie kupuję już od dawna (chociaż mam chyba
jeszcze jeden awaryjny w szafce) i coraz częściej gotuję obiady dla nas na 2 i
¼ porcji i każde z nas dokarmia młodą po trochu ze swojego talerza :D
Ostatnio Dzidziulinka odkryła wspinaczkę i z furią próbuje
dostać się na nasze łóżko, które jest dla niej za wysokie. Albo do swojego łóżeczka, które po wyjęciu
szczebelków nadal ma za wąskie przejście, żeby zmieściła się w nim Dzidziulinka+
kolanko. Albo na krzesło obrotowe, które jest obrotowe…
Za trzy tygodnie stuknie nam roczek. Szalony roczek. Więc
mamy zamiar szalenie świętować :P
Subskrybuj:
Posty (Atom)