Kwiatki na balkon - mission failed :/ Ogrodnicze hipermarkety nie oferują nic ładnego, a w sobotę było już za późno na jeżdzenie i szukanie. Może dziś jak Małżon wróci z pracy uda mi się go namówić na małą wycieczkę (kochanie, jeśli to czytasz, to szykuj się ;) A w ramach wspominek: tak wyglądał nasz balkon rok temu:
@ rozkręca się dość niemrawo, zupełnie jakby mój organizm zapomniał jak to się robi. Nawet się zastanawiam, czy to aby nie coś innego...
Małżon zabrał do pracy książkę (obecnie oboje czytamy ten sam tom Gry o tron) więc dziś dzień sprzątania i szydełkowania. Może uda mi się też jakiegoś manicura walnąć, bo moje łapki wyglądają mało atrakcyjnie.
poniedziałek, 30 kwietnia 2012
sobota, 28 kwietnia 2012
@
Przeżyłam dziś małe ździwko. Otóż mój organizm najwyrażniej stwierdził, że da radę wyprodukować kolejnych małych ludzi i zafundował mi dziś okres :/ Równo 9 tygodni po porodzie. Jednym słowem SZOK!
Dziś od rana wielkie sprzątanie balkonu i naszego jedynego okna na świat. Przez zimę zrobiła się tam straszna graciarnia. Odkryliśmy z niemałym zdziwieniem, że stolik z Ikei ma w środku jako meteriał usztywniający tekturę falistą o_O
Teraz balkon jest ogarnięty i czeka na kwiatki, po które mam nadzieję podjechać, jak się zrobi troszkę znośniej na dworze. W międzyczasie uskuteczniliśmy mrożoną kawkę na świeżym powietrzu, Niunia śpi, a Małżon pojechał po składniki na szaszłyki z kurczaka i ananasa :D~~~~ ślinka mi cieknie na samą myśl.
Dziś od rana wielkie sprzątanie balkonu i naszego jedynego okna na świat. Przez zimę zrobiła się tam straszna graciarnia. Odkryliśmy z niemałym zdziwieniem, że stolik z Ikei ma w środku jako meteriał usztywniający tekturę falistą o_O
Teraz balkon jest ogarnięty i czeka na kwiatki, po które mam nadzieję podjechać, jak się zrobi troszkę znośniej na dworze. W międzyczasie uskuteczniliśmy mrożoną kawkę na świeżym powietrzu, Niunia śpi, a Małżon pojechał po składniki na szaszłyki z kurczaka i ananasa :D~~~~ ślinka mi cieknie na samą myśl.
piątek, 27 kwietnia 2012
70H
Jest tak jak być powinno - ciepło, słonecznie, radośnie, beztrosko i bezczasowo. Oby wszystkie dni wiosny i lata były właśnie takie jak ten.
Wczoraj zaliczyłyśmy spacer "na syrenie". Mamy z Aluśką stałą trasę spacerów, której pokonanie zajmuje pół godziny. Coś mnie podkusiło, żeby zrobić drugie kółko - Mała spała, słońce grzało... Ale że sen Aluśki trwa przeciętnie 45 minut, to jak łatwo policzyć dziecko obudziło mi się w połowie drugiego okrążenia, na domiar złego głodne jak jasny gwint! Wkurzyłyśmy wszystkie psy w okolicy, nie pomagał smok, jechanie po dołkach ani branie na ręce. A w domu głodna bestia zjadła z butli raptem 60 ml...
Zakupiłam smoczki do butelek dla dzieci 3+ i będziemy je testować w przyszłym tygodniu. Przed narodzinami Aluśki zaopatrzyłam się w butelki Tommee Tippee, bo spodobał mi się ich kształt. Okazały się bardzo fajne, łatwe do mycia, a co najważniejsze bardzo odpowiadają Małej. Po fakcie doczytałam sie, że podobno jako jedyne imitują kształt piersi kobiety, dzięki czemu są idealne do karmienia mieszanego. Coś w tym musi być, skoro od narodzin Ala je równie chętnie z piersi jak i z butelki.
A tak swoją drogą chciałam się wyżalić na moje bezużyteczne 70H. Mała jest w stanie najeść się z piersi tylko rano, po 8-9 godzinach przerwy. W wypadku karmienia co 2-3h jestem w stanie zapewnić jej z obu piersi łącznie co najwyżej 60 ml. W moim przypadku wszystkie metody wzmocnienia laktacji zawiodły - dużo piję, dobrze sie odżywiam, często przystawiam do piersi, a pokarmu nie przybywa. Teraz po opróżnieniu piersi Mała dostaje jeszcze butlę i pochłania średnio 60 ml. Przynajmniej wiem, że się najada.
A to z wczorajszej zabawy w szalonego naukowca :D
Wczoraj zaliczyłyśmy spacer "na syrenie". Mamy z Aluśką stałą trasę spacerów, której pokonanie zajmuje pół godziny. Coś mnie podkusiło, żeby zrobić drugie kółko - Mała spała, słońce grzało... Ale że sen Aluśki trwa przeciętnie 45 minut, to jak łatwo policzyć dziecko obudziło mi się w połowie drugiego okrążenia, na domiar złego głodne jak jasny gwint! Wkurzyłyśmy wszystkie psy w okolicy, nie pomagał smok, jechanie po dołkach ani branie na ręce. A w domu głodna bestia zjadła z butli raptem 60 ml...
Zakupiłam smoczki do butelek dla dzieci 3+ i będziemy je testować w przyszłym tygodniu. Przed narodzinami Aluśki zaopatrzyłam się w butelki Tommee Tippee, bo spodobał mi się ich kształt. Okazały się bardzo fajne, łatwe do mycia, a co najważniejsze bardzo odpowiadają Małej. Po fakcie doczytałam sie, że podobno jako jedyne imitują kształt piersi kobiety, dzięki czemu są idealne do karmienia mieszanego. Coś w tym musi być, skoro od narodzin Ala je równie chętnie z piersi jak i z butelki.
A tak swoją drogą chciałam się wyżalić na moje bezużyteczne 70H. Mała jest w stanie najeść się z piersi tylko rano, po 8-9 godzinach przerwy. W wypadku karmienia co 2-3h jestem w stanie zapewnić jej z obu piersi łącznie co najwyżej 60 ml. W moim przypadku wszystkie metody wzmocnienia laktacji zawiodły - dużo piję, dobrze sie odżywiam, często przystawiam do piersi, a pokarmu nie przybywa. Teraz po opróżnieniu piersi Mała dostaje jeszcze butlę i pochłania średnio 60 ml. Przynajmniej wiem, że się najada.
A to z wczorajszej zabawy w szalonego naukowca :D
środa, 25 kwietnia 2012
drugi miesiąc z życia wrzaskuna
Dziś Alusia skończyła 2 miesiące. Wierzcie lub nie, ale to były najdłuższe dwa miesiące mojego życia. Podejrzewam, że Małżon czuje to samo. Dni są podobne do siebie, czasem lepsze, czasem mniej, przepełnione radością i miłością do tego małego szkraba, ale także zmęczeniem jej wrzaskami i niepokojem o nią.
Mała z dnia na dzień robi się coraz bardziej świadoma i komunikatywna. Guganie jest na porządku dziennym, zwłaszcza do taty i do czarno-białych motylków, które wieszam jej nad łóżeczkiem. Robi niesamowite miny, unosi brewki w bezgranicznym zdziwieniu gdy ktoś do niej śpiewa i zaśmiewa się gdy mama szczeka jak piesek. W momencie, gdy karmienie odbywa się podczas mojej rozmowy z kimś (albo telefonicznej) Mała rozdziawia buzię wypuszczając pierś i gapi się na mnie z bezgranicznym zdziwieniem z tych swoich wielkich oczach :D widok jedyny w swoim rodzaju! Leżenie na brzuchu przestała traktować jak karę i przez kilka minut dźwiga głowęcję podziwiając świat z nowej perspektywy. Czupryna jak widać na zdjęciu godna pozazdroszczenia! Dla przykładu roczna córeczka szwagra ma co najwyżej 1/3 tego, co uhodowała nasza Córa. Przy skórze włoski ma w kolorze jasnym bląd, przez co wygląda, jakby miała odrosty :P Mała przesypia nam nocki bardzo ładnie, przynajmniej 6 godzin, ale to podobno może jej się zmienić po trzecim miesiącu :P Oby nie, bo spokojne noce to jedyny element, który rekompensuje nam wrzaski przemęczeniowe i długie usypianie. Smoczek jest tolerowany w dwóch wypadkach: na spacerze w wózku oraz w samochodzie, pod warunkiem, że w obu przypadkach ciągłość ruchu środka lokomocji jest zachowana :) W innych wypadkach smok zostaje katapultowany po kilku ciumknięciach.
Mała z dnia na dzień robi się coraz bardziej świadoma i komunikatywna. Guganie jest na porządku dziennym, zwłaszcza do taty i do czarno-białych motylków, które wieszam jej nad łóżeczkiem. Robi niesamowite miny, unosi brewki w bezgranicznym zdziwieniu gdy ktoś do niej śpiewa i zaśmiewa się gdy mama szczeka jak piesek. W momencie, gdy karmienie odbywa się podczas mojej rozmowy z kimś (albo telefonicznej) Mała rozdziawia buzię wypuszczając pierś i gapi się na mnie z bezgranicznym zdziwieniem z tych swoich wielkich oczach :D widok jedyny w swoim rodzaju! Leżenie na brzuchu przestała traktować jak karę i przez kilka minut dźwiga głowęcję podziwiając świat z nowej perspektywy. Czupryna jak widać na zdjęciu godna pozazdroszczenia! Dla przykładu roczna córeczka szwagra ma co najwyżej 1/3 tego, co uhodowała nasza Córa. Przy skórze włoski ma w kolorze jasnym bląd, przez co wygląda, jakby miała odrosty :P Mała przesypia nam nocki bardzo ładnie, przynajmniej 6 godzin, ale to podobno może jej się zmienić po trzecim miesiącu :P Oby nie, bo spokojne noce to jedyny element, który rekompensuje nam wrzaski przemęczeniowe i długie usypianie. Smoczek jest tolerowany w dwóch wypadkach: na spacerze w wózku oraz w samochodzie, pod warunkiem, że w obu przypadkach ciągłość ruchu środka lokomocji jest zachowana :) W innych wypadkach smok zostaje katapultowany po kilku ciumknięciach.
niedziela, 22 kwietnia 2012
pracowita sobota
Dziś nasze Maleństwo przeszło samą siebie, bo poza drzemkami w samochodzie i przysypianiem u dziadków na rękach zaliczyła jakieś 10 godzin totalnej aktywności. Najpierw koło południa wymęczyła ją pani rehabilitantka. Zostaliśmy przeszkoleni jak pracować z Małą nad jej ściąganiem prawego boku. Pani rehabilitantka potwierdziła opinię neurologa, że napięcie mięśniowe małej tylko odrobinę odbiega od normy. Wychodzi na to, że mała ma po prostu taki niespokojny charakter i lepiej nie będzie :P o my biedni. Pani rehabilitantka pokazała nam, jak nosić Alusię, żeby kontrować to jej odginanie karku i wyginanie się w łuk. Niestety próby wdrożenia w życie nowej pozycji przy karmieniu (bardziej pionowej) okazały się póki co mierne, bo Mała jest zwyczajnie zbyt silna, by utrzymać jej głowę przy piersi samym ramieniem. Niemniej jednak nie zamierzam się poddawać i będę ćwiczyć bicepsy.
Po południu odwiedziliśmy dziadków. Przy okazji tejże wizyty siostra Małżona wygadała sie, że teściowie uważają, że nie radzimy sobie z Małą i dlatego tak nam płacze. A kij im w oko. Ich sposobem na niemowlaki jest noszenie na rękach 24/dobe, ale oczywiście człowiek będący niemal na emeryturze ma inne priorytety i perspektywy. Poza tym niektórzy muszą czasem skorzystać z łazienki albo coś zjeść i napisać posta na bloga :P
Denerwuje mnie u mojego dziecka pewien rodzaj zachowania. Jest totalnie zmęczona i zasypia mi przy piersi, więc odkładam biednego zgona do wygodnego łóżeczka, a ona po 5 minutach budzi się rześka jakby przespała całą noc i zaczyna dokazywac albo przypomina sobie, że w sumie to chyba mało zjadła. Czy Wasze dzieci też tak mają?
Po południu odwiedziliśmy dziadków. Przy okazji tejże wizyty siostra Małżona wygadała sie, że teściowie uważają, że nie radzimy sobie z Małą i dlatego tak nam płacze. A kij im w oko. Ich sposobem na niemowlaki jest noszenie na rękach 24/dobe, ale oczywiście człowiek będący niemal na emeryturze ma inne priorytety i perspektywy. Poza tym niektórzy muszą czasem skorzystać z łazienki albo coś zjeść i napisać posta na bloga :P
Denerwuje mnie u mojego dziecka pewien rodzaj zachowania. Jest totalnie zmęczona i zasypia mi przy piersi, więc odkładam biednego zgona do wygodnego łóżeczka, a ona po 5 minutach budzi się rześka jakby przespała całą noc i zaczyna dokazywac albo przypomina sobie, że w sumie to chyba mało zjadła. Czy Wasze dzieci też tak mają?
piątek, 20 kwietnia 2012
przedweekendowo
Słońce nam świeci w okno od rana i jakąś taką radością napełnia nasze mieszkanko. Miła odmiana po wczorajszej słocie (nawet psy na naszej ulicy ziewały). Małżon wróci z pracy, zjemy pysznego łososia i pójdziemy na dłuższy spacer całą rodzinką.
W środę Młoda została zaszczepiona. Zdecydowaliśmy się na 5+1, jako złoty środek. Trudno tak wybierać pomiędzy rzekomą zawyżoną ilością rtęci w starych szczepionkach i nieudowodnionym ryzykiem porażenia dzięki szczepionkom łączonym. Póki co wszystko ładnie, nie bylo gorączki ani opuchlizny. Przy okazji wizyty Mała została zważona. Wyszło 5100, czyli trochę kiepskawo jak na prawie 2 miesiące. Wychodzi nam, że przytyła 450gram przez ostatnie 3 tygodnie. Mała karmiona jest pół na pół mlekiem moim i początkowym, jednorazowo zjada przynajmniej 120 ml, a posiłków ma dziennie 6-7, więc wynik ważenia powinien być trochę wyższy. Ale może taki jej urok, w sumie i tak jest dużym człowieczkiem.
A przed nami 3 dni weekendu, bo Małżon idzie do pracy dopiero we wtorek. W niedzielę planujemy odstawić Małą na chwilę do teściów i skoczyć do kina na "Battleship". Mam nadzieję, że obie strony to przeżyją, chociaż nie do końca ufam umiejętnościom teściowej, mimo, że kiedyś wychowała pięcioro swoich dzieci i ma 6 malutkich wnuczek.
W sobotę przyjdzie do nas pani rehabilitantka zobaczyć to nasze wzmożone napięcie mięśniowe i może zaczniemy się go pozbywać.
Przez Małżonem dotarła do nas burza z gradem.
W środę Młoda została zaszczepiona. Zdecydowaliśmy się na 5+1, jako złoty środek. Trudno tak wybierać pomiędzy rzekomą zawyżoną ilością rtęci w starych szczepionkach i nieudowodnionym ryzykiem porażenia dzięki szczepionkom łączonym. Póki co wszystko ładnie, nie bylo gorączki ani opuchlizny. Przy okazji wizyty Mała została zważona. Wyszło 5100, czyli trochę kiepskawo jak na prawie 2 miesiące. Wychodzi nam, że przytyła 450gram przez ostatnie 3 tygodnie. Mała karmiona jest pół na pół mlekiem moim i początkowym, jednorazowo zjada przynajmniej 120 ml, a posiłków ma dziennie 6-7, więc wynik ważenia powinien być trochę wyższy. Ale może taki jej urok, w sumie i tak jest dużym człowieczkiem.
A przed nami 3 dni weekendu, bo Małżon idzie do pracy dopiero we wtorek. W niedzielę planujemy odstawić Małą na chwilę do teściów i skoczyć do kina na "Battleship". Mam nadzieję, że obie strony to przeżyją, chociaż nie do końca ufam umiejętnościom teściowej, mimo, że kiedyś wychowała pięcioro swoich dzieci i ma 6 malutkich wnuczek.
W sobotę przyjdzie do nas pani rehabilitantka zobaczyć to nasze wzmożone napięcie mięśniowe i może zaczniemy się go pozbywać.
Przez Małżonem dotarła do nas burza z gradem.
wtorek, 17 kwietnia 2012
miny
Tak sobie ostatnio pomyślałam, że niepokojąco często przedstwiam moją Perełkę światu jako totalnego bachora, który terroryzuje całą rodzinę i doprowadza matkę do depresji. To nie jest do końca tak, bo w przerwach między wrzaskiem z głodu, a wrzaskiem z przemęczenia Niunia ma swoje 5 minut względnego zadowolenia z życia i wtedy dociera do nas szczęście płynące z bycia rodzicami.
Zwykle po karmieniu i odbiciu Małżon kładzie sobie Perełkę na swoich kolanach i stroją do siebie miny, a ja czaję się gdzieś z aparatem. Czasem uda się uchwycić coś więcej poza grymasem, ale trzeba mieć refleks (albo lepszy aparat). Do mnie Perełka uśmiecha się rzadziej. Przeważnie robi minę jakby się zastanawiała "a po co mojemu bufetowi taka gadająca głowa?".
Dziś mija tydzień odkąd płakałam :) (odpukać)
czwartek, 12 kwietnia 2012
nie nadaję się do tego...
W święta wcale nie wypoczeliśmy. Owszem, było dużo rąk do pomocy przy Alusi, ale równie dużo osób do komentowania, co skończyło się moim załamaniem nerwowym już w niedzielę wieczorem. Ala swoim zwyczajem darła się z byle powodu, wiła przy jedzeniu, a wszystkie babcie i ciocie prześcigały się w komentowaniu, że normalne dziecko się tak nie zachowuje i zgadywały co jej jest. O 1 w nocy w niedzielę ległam wypłakiwać się w wyrze, zrzucając opiekę nad wrzaskunem mojemu biednemu Małżonowi. Skończyło się to w oczywisty sposób - zaczął mi zanikać pokarm. W poniedziałek wieczorem tknięta niepokojem użyłam laktatora i odciągnęłam nim tylko 70 ml łącznie z obu piersi, czyli trochę ponad połowę tego, co moje dzieko powinno zjadac. Tak więc teraz po cyckach mała dostaje jeszcze 60 ml butli.
Czuję, że jestem złą matką. Zamiast z uśmiechem na ustach nosić wrzeszczącego bachora na rękach albo przy cycku 24h/dobe ja zalewam się łzami i dopuszczam do zaniku pokarmu. Nie czuję z malą więzi - teoretycznie obecność matki powinna wpływać na niemowlę kojąco, natomiast Niuńka brana na ręce bezbłędnie odnajduje mamine ucho i jej krzyk przechodzi na jeszcze wyższe tony, robiąc dziurę w moim mózgu. Gdy jest zmęczona drze się z równym zapamiętaniem w łóżku i na rękach. Oczu już nie może otworzyć z tego zmęczenia, ale drzeć się ma siłę, skubana.
Masaż, o którym pisalam przed świętami w sumie nic nie pomogł. Mała była masowan przez 3 dni, klatka piersiowa, kark i ręce. Rzeczywiście w wymasowanych miejscach pierwszego dnia skóra była zaczerwieniona, co ma niby świadczyć o tym, że ścięgna się rozluźniły i wróciły na swoje miejsca. Nie przełożyło się to jednak na zachowanie małej - nadal wierci się przy jedzeniu. Wszyscy każą mi się uzbroić w cierpliwość i przeczekać te pierwsze miesiące, boję się jednak, że może się to skończyć dla mnie intensywną terapią psychiatryczną.
Czuję, że jestem złą matką. Zamiast z uśmiechem na ustach nosić wrzeszczącego bachora na rękach albo przy cycku 24h/dobe ja zalewam się łzami i dopuszczam do zaniku pokarmu. Nie czuję z malą więzi - teoretycznie obecność matki powinna wpływać na niemowlę kojąco, natomiast Niuńka brana na ręce bezbłędnie odnajduje mamine ucho i jej krzyk przechodzi na jeszcze wyższe tony, robiąc dziurę w moim mózgu. Gdy jest zmęczona drze się z równym zapamiętaniem w łóżku i na rękach. Oczu już nie może otworzyć z tego zmęczenia, ale drzeć się ma siłę, skubana.
Masaż, o którym pisalam przed świętami w sumie nic nie pomogł. Mała była masowan przez 3 dni, klatka piersiowa, kark i ręce. Rzeczywiście w wymasowanych miejscach pierwszego dnia skóra była zaczerwieniona, co ma niby świadczyć o tym, że ścięgna się rozluźniły i wróciły na swoje miejsca. Nie przełożyło się to jednak na zachowanie małej - nadal wierci się przy jedzeniu. Wszyscy każą mi się uzbroić w cierpliwość i przeczekać te pierwsze miesiące, boję się jednak, że może się to skończyć dla mnie intensywną terapią psychiatryczną.
sobota, 7 kwietnia 2012
Świątecznie
Chciałam wszystkim życzyć spokojnych i rodzinnych świąt, chwili refleksji i odpoczynku od codzienności. =:3 macie tu królika :D
Wiercioch spi, a ja w przerwach pomiędzy kęsami kanapki pakuję nasze rzeczy, bo jak tylko Małżon wróci z pracy wybywamy na 2 dni do moich rodziców. Bardzo się obawim tego wyjazdu ze względu na wrzaskliwość mojego dziecięcia. Boję się komentarzy i dobrych rad, ble... Ale z drugiej strony cieszę sie, bo będzie kilka dodatkowych rąk do noszenia i usypiania. Po całym dniu z Aluśką nie mam z regóły cierpliwości do nocnego usypiania, zwłaszcza, gdy już mi się wydaje, że mała śpi, kładę się do łózka i po 5 minutach budzi mnie ryk. Też mam ochotę ryczeć...
Z wyjazdem wiążę jeszcze jedną nadzieję. Moja mama wyczaiła wiejską masażystkę niemowląt, która naprawia "przestawione" maluchy. Jakkolwiek dziwnie i gusłowato to brzmi ludzie chwalą sobie jej usługi. Podobno taki masaż "nastawia" wszystko na swoje miejsca w malutkich ciałkach i dzieci są spokojniejsze. Śmiejcie się do woli, ale jestem gotowa na niejedną głupotę, żeby tylko moje dziecko było spokojniejsze, mniej płakało i łatwiej zasypialo.
Wiercioch spi, a ja w przerwach pomiędzy kęsami kanapki pakuję nasze rzeczy, bo jak tylko Małżon wróci z pracy wybywamy na 2 dni do moich rodziców. Bardzo się obawim tego wyjazdu ze względu na wrzaskliwość mojego dziecięcia. Boję się komentarzy i dobrych rad, ble... Ale z drugiej strony cieszę sie, bo będzie kilka dodatkowych rąk do noszenia i usypiania. Po całym dniu z Aluśką nie mam z regóły cierpliwości do nocnego usypiania, zwłaszcza, gdy już mi się wydaje, że mała śpi, kładę się do łózka i po 5 minutach budzi mnie ryk. Też mam ochotę ryczeć...
Z wyjazdem wiążę jeszcze jedną nadzieję. Moja mama wyczaiła wiejską masażystkę niemowląt, która naprawia "przestawione" maluchy. Jakkolwiek dziwnie i gusłowato to brzmi ludzie chwalą sobie jej usługi. Podobno taki masaż "nastawia" wszystko na swoje miejsca w malutkich ciałkach i dzieci są spokojniejsze. Śmiejcie się do woli, ale jestem gotowa na niejedną głupotę, żeby tylko moje dziecko było spokojniejsze, mniej płakało i łatwiej zasypialo.
środa, 4 kwietnia 2012
wzmożone napięcie mięśniowe
W poniedziałek po zebraniu do kupy dziwnych zachowań naszej latorośli i zasięgnięciu rady googla wyszło nam, że mała ma wzmożone napięcie mięśniowe. Głównymi objawami jest stałe rozdrażnienie, trudność w usypianiu, prężenie się przy jedzeniu (mało mi cycka nie urwie), sztywność kończyn (do tego stopnia, że czasem trudno jej założyć coś na nózki), prężenie się w mostek z przekoszeniem na prawą stronę, zbyt wysokie trzymanie główki po ułożeniu na brzuchu. Lekarz określił jej stan jako lekki i powiedział, że w ciągu 2 miesięcy może się sam unormować, ale chyba zamiast czekać będę chciała rozpocząć z małą rehabilitację w domu. Raczej jej to nie zaszkodzi, co najwyżej pomoże.
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Wiktor
Scenka zasłyszana zza ściany, u moich ulubionych patologicznych sąsiadów:
Najpierw Wiktor coś nabroił, bo jego matka wydarła się na niego w jakiś nieartykułowany sposób, a następnie ojciec rodziny wrzasnął na żonę "Weź kurwa podejdź i walnij go w łep, a nie drzesz ryja"
:D
W niedzielę zaliczyliśmy krótką acz głośną wizytę u teściów. Mała po godzinie względnej aktywności i cycu nie dała sie uśpić, marudziła i darła sie. Oczywiście padały różne komentarze: "to dziwne, żeby dziecko było cały czas głodne", "pić jej się chce", byla noszona godzine a potem i tak sie budzila...
a dzis czytam sobie na sieci o jej objawach i chce mi sie plakac...
Najpierw Wiktor coś nabroił, bo jego matka wydarła się na niego w jakiś nieartykułowany sposób, a następnie ojciec rodziny wrzasnął na żonę "Weź kurwa podejdź i walnij go w łep, a nie drzesz ryja"
:D
W niedzielę zaliczyliśmy krótką acz głośną wizytę u teściów. Mała po godzinie względnej aktywności i cycu nie dała sie uśpić, marudziła i darła sie. Oczywiście padały różne komentarze: "to dziwne, żeby dziecko było cały czas głodne", "pić jej się chce", byla noszona godzine a potem i tak sie budzila...
a dzis czytam sobie na sieci o jej objawach i chce mi sie plakac...
Subskrybuj:
Posty (Atom)